em... muzyka? xD

niedziela, 19 kwietnia 2015

Rozdział 3

-Tata dzisiaj wychodzi ze szpitala... - Powiedziałam sama do siebie w lustrze. Wolałabym żeby zamiast niego to mama wychodziła. Żeby to ona była obok. Jutro jest jej pogrzeb. Jutro zobaczę ją po raz ostatni. Jutro już jej nie będzie. Podeszłam do biurka. Było tam nasze wspólne zdjęcie. Miałam nie więcej niż pięć lat. Starałam się powstrzymać łzy. - Mamo.... - Nie udało się. Poszłam do łazienki żeby się wypłakać. Usiadłam na klapie od kibla i podkuliłam nogi. Zaczęłam płakać krwią.
- TRIS! Zaraz wychodzimy! Wszystko dobrze? - Usłyszałam zza drzwi Kaname. NIe chciałam iść Chciałam tam zostać i mieć w końcu świętu spokój od tego pojebanego świata! Dlaczego ja? DLACZEGO TO KURWA MUSIAŁAM BYĆ JA?! Widziałam ja mój dom płonie. Widziałam jak cały mój świat płonie! Mogłam spłonąć razem z nim! NIE CHCĘ ŻYĆ DO JASNEJ CHOLERY!
Wstałam. Oparłam się o umywalkę. Spojrzałam na swoje odbicie. A więc tak to jest być potworem?
Spojrzałam jeszcze raz. Pełno krwi.... Wszędzie krew. Krew na ścianach. Krew na lustrze. Krew na moich rękach...
- NIE! - Krzyknęłam. Wzięłam do ręki suszarkę do włosów i rozbiłam lustro. Upadłam na podłogę. Moje kolana ronione były ostrymi odłamkami.
- TRIS! - Do łazienki wbiegł Kaname - Co się stało? - Spojrzałam na niego spode łba. - Em... chyba się myłaś... ja poczekam... na zewnątrz... - Wskazał na drzwi. Gdy wychodził złapałam go za rękaw. Odwrócił się.
- Nie zostawiaj mnie - Powiedziałam przez łzy. - Nie zostawiaj mnie... Proszę - Zerknęłam na niego. Patrzył na mnie wielkimi oczami. Pomógł mi wstać.
- Nie zostawię cię - Powiedział i przytulił mnie - Nie zostawię cię. Skąd ten głupi pomysł? - Nie odpowiedziałam. Wtuliłam się w niego bardziej.Zamknęłam oczy.
- "Przyjdź szybko tutaj i spróbuj
oddać swoją pamięć ciemności
Nic ci nie zostaje
W chwilach cierpienia
Więc czemu się wahasz?

Obierasz teraz bardzo krętą ścieżkę
Czy właśnie tak ma wglądać szaleństwo
Pomalujemy ten świat krwią
W tę jakże piękną noc" - Usłyszałam przy moich uszach. To nie był nikt w pobliżu. To było  mojej głowie. - Enamel zaprasza - Znów straszny, demoniczny głos wbił mi się w głowę.
- Moje wspomnienia są straszne, a krzyki wydobywające się z nich są na twoich dłoniach i
Pochodzą z Enamelu gdzie żyją wszyscy umarli - Powiedziałam pod nosem. Enamel... co to za miejsce? SKĄD WIEDZIAŁAM CO TO JEST DO JASNEJ CHOLERY!?
- Co? - Zapytał.
- Nic.... - Powiedziałam. - Chodźmy po tatę. - Uśmiechnęłam się bezradnie.
- Aaron wychodzi za pół godziny.... - Jąkał się.
- To co? Poczekam na niego - Przerwałam mu. Odsunęłam się i wyszłam. Słońce raziło. Szłam przez ulicę. Cały czas czegoś wyglądałam. Ale czego? Dobre pytanie. Nie wiem.

Oczami Zera

Siedzę pod drzewem gdy inni w stołówce opijają się piwskiem i posuwają się nawzajem. Co w tym lepszego? Nie chcę być zgwałcony przez jakąś laskę.
- Co ty tutaj tak siedzisz? - Przyszła Trish i usiadła naprzeciw.
- Nie chcę być zgwałcony przez chłopaków, jeżeli chcesz wiedzieć. - Mruknąłem pod nosem.
- Dobra, a teraz mów prawdę. O kim myślisz? - Trish była 38-letnią kobietą, od zawsze (chyba) podkochiwała się w Fenrisie, ale on i tak nie zwracał na nią uwagi.
- Szczerze? - Spojrzałem na nią kątem oka - myślę o tym, że pewnej trzydziestoośmiolatce muszę skopać tyłek, za wtrącanie nosa w nie swoje sprawy - zsunąłem kaptur na głowę a rękę schowałem jeszcze głębiej w kieszeni.
-Kłamiesz - Stwierdziła. - Kiedy kłamiesz przegryzasz górną wargę. - Trish była dla mnie jak starsza siostra. Nie była przyjaciółką, tylko siostrą. Głupią, wnerwiającą, wyciskającą z kasy siostrą. - No weź... mi nie powiesz? Swojej Trishuni? - Zapytała. Wstałem.
- Nie chcesz wiedzieć - Powiedziałem. Wsadziłem ręce do kieszeni spodni i poszedłem w stronę wyjścia z dziedzińca.
- TO IDŹ SZCZYLU! - zawołała. Uśmiechnąłem się pod nosem. Wsiadłem do samochodu i pojechałem na miasto.
- Coś się święci.... - Powiedziałem sam do siebie naciskając pedał gazu. (wiem co powiecie "Hahaha! Który pedał? Bo ja tam widzę jednego białowłosego". Tak tak wiem, bardzo śmieszne, aż sie zeszczałem")

Oczami Tris

Wyszłam na miasto. Musiałam się przejść, oswoić się z myślą że ojciec wraca dzisiaj. W dzień w którym stanie się coś złego. Kaname siedział w hotelu i pilnował Kenji'ego, chociaż nie chciał, ale potrafię być bardzo przekonująca. Byłam w jakimś sklepie i kupiłam produkty na obiad powitalny dla ojca. 
- Nie uciekniesz, moja droga. Nie pozbędziesz się naszej woli. Nie uwolnisz się! - znów usłyszałam ten straszny głos. Świat się zamazywał. Ból w sercu.
- POMOCY! POMOCY! - wołałam. Ludzie patrzyli na mnie jak na obłąkaną. Poczułam kujący w piersi. Przyłożyłam ręce do serca. Z bólu przymknęłam oczy. Łzy zaczęły płynąć z moich oczu. Nie wiedziałam gdzie idę, dlaczego wciąż idę.... Dlaczego w ogóle idę? 


10 lat wcześniej

- Mamusiu! Mamusiu! - wołałam. Biegliśmy z Kaname po plaży w stronę mamy. Mieliśmy po dziesięć lat, to był jeden z nielicznych dni w które mogłam wyjść na dwór. 
- Tak, słowiku? - Zapytała uśmiechając się. 
- Opowiesz nam historię? - Kaname nadal był cicho. To ja za niego mówiłam, wyrażałam emocje za nas dwoje.
- Historię... Niech pomyślę... niech pomyślę... - Udała że rozmyśla nad tym co opowiedzieć - Może.... Może Legendę o Życzeniu w butelce? - Zawołała triumfalnie.
-Życzeniu w butelce? - Nie za bardzo rozumiałam o co chodzi.
- Tak. Historia opowiada o pewnej pięknej dziewczynie która była księżniczką. Miała ona brata bliźniaka z którym zostali rozdzieleni zaraz po narodzinach. On się szkolił na rycerza, za to ona była uczona i wychowywana na królową! Często się spotykali, właśnie na tej plaży. Gdy Mieli dwanaście lat, postanowili wziąć małe butelki, po jednej na głowę i napisać na karteczkach swoje największe życzenie. Podobno, jeżeli butelka do ciebie wróci, marzenie się spełni. Tak przynajmniej tłumaczył jej brat. Rok później musiał wyjechać na szkolenie rycerskie. Wtedy młoda królewna poszła na plażę z butelką i kartką, na której była napisane "Być na zawsze z Senrim". Dziewczyna czekała, latami, miesiącami czekając aż buteleczka wróci. Gdy znów dostała w swoje ręce butelkę, stanął za nią Senri i powiedział "Kyrie, wróciłem". Dziewczyna nie posiadała się z radości. Rzuciła się na brata by go uściskać. - Uśmiechnęła się jeszcze szerzej - Chcecie spróbować? - Dodała. Oboje skinęliśmy głowami. Mama zaczęła grzebać w torebce w której znalazłam dwie butelki po soku żurawinowym - Trzymajcie. Poczekajcie jeszcze chwilę.... - Oddała na  butelki i zaczęła szukać czegoś w torbie (znowu), po czym wyjęła notes i wyrwała z niego dwie kartki. Wyjęła jeszcze po długopisie dla nas obojga. Pobiegliśmy do najbliższego kamienia żeby napisać życzenie.


Chwila dzisiejsza

- Czyżbyś i wtedy kłamała? - Zapytałam ni to siebie, ni to mamy, na tyle cicho by nikt nie słyszał. 
- UWAŻAJ! - Usłyszałam znajomy głos wyrywający mnie z transu. Ktoś mnie pociągnął za ramię i przyciągnął do siebie. 
- Co-o? - Zapytałam. Spojrzałam w górę. To był Zero.
- Potrąciłby cię - Powiedział. Nie patrzył na mnie. Jego szare oczy były smutne. 
- NIE! - Zaczęłam krzyczeć - Zostaw mnie, zostaw! - Zaczęłam się szamotać.
- Cóż za fatalne maniery - Westchnął. Odsunęłam się od niego. 
- Powiedziałam, zostaw mnie. - Krzyknęłam.
- Ludzie się gapią - Warknął do mnie - Przepraszam kotku, obiecuję ze więcej się nie spotkam z tym idiotą Jeff'em, ale proszę tylko żebyś mi wybaczyła - Powiedział. Widziałam że gra. - Udawaj - Szepnął. Podeszłam do niego.
- Wybaczam - Powiedziałam nieśmiało. Przysunął mnie do siebie i uściskał. 
- Dziękuję - Powiedział cicho, ale na tyle głośno bu ludzie dookoła słyszeli. Obejrzałam się. Ludzie już się na mnie nie gapili jak na niedorozwiniętą, ale za to na nas jak na... zakochaną parę? Można to tak nazwać.
- Okey... to jest dość dziwne.... - Powiedziałam. 
- Ja spadam. Muszę zapierniczać nie wiem gdzie, ale gdzieś na pewno. Nara, naleśniku! - Powiedział i odszedł zostawiając mnie samą. Jego białe włosy przykrywał kaptur.Spojrzałam na moje buty. Na moje ręce. Zakupy były porozrzucane po ulicy. Schyliłam się i zebrałam owoce i warzywa. Wtedy zaczęło padać. 
- Gorzej już być nie może - Stwierdziłam. Obejrzałam się za Zero. Stał i patrzył na mnie. Szybko zwróciłam wzrok na zakupy - Głupia! - Powiedziałam sama do siebie. Zebrałam wszystko do torby, i poszłam. Zobaczyłam chłopca z czerwonym balonikiem. Przed oczami pojawiły się mroczki. Chłopiec spojrzał na mnie i się uśmiechnął. Miał różnobarwne tęczówki. Jedno oko niebieskie a drugie czerwone. Cały świat zaczął się rozpadać i pojawiać na nowo. Jedyne co zostało, to ten chłopiec.
- Dlaczego? - Zapytał ponurym głosem. - DLaczego chcesz mnie zniszczyć? - Chłopiec nie wyglądał mi na demona. Zwłaszcza z tym małym, białym króliczkiem w prawej ręce i bluzce z samochodzikiem.
- Ale... Ja nie chcę - Powiedziałam przez łzy. - Sama mam rodzinę, sama mam przyjaciół... tylko oni się dla mnie liczą - Na te słowa demon zaczął się śmiać psychopatycznie. Odwrócił się i w mgnieniu oka przybił mnie do ściany.
- Demony nie maja uczuć - Warknął - One nie są zdolne do kochania. One nie mogą nikogo kochać. Na nikim im nie zależy - Powiedział. Rzucił mną o ścianę i upadłam. Skuliłam się z bólu - Jesteś żałosna. Wymiękasz nawet gdy użyję minimum swojej siły. - Podszedł do mnie - Brzydzę sie takimi jak ty - Wysyczał. Zaczął mnie kopać. W głowę, w brzuch, w nogi, w kark... wszędzie. 
- Ri...ze... - Stęknęłam. Nie wiedziałam co zrobić. Nie wiedziałam nawet CO robię. Wstałam. Z moich pleców wyłoniły się krwawoczerwone skrzydła a paznokcie zmieniły się w pazury. 
- Czy jesteś gotowa do ataku - Usłyszałam spokojny i głęboki głos kobiecy. Obok mnie stała czarnowłosa piękność w sukni koloru jeszcze głębszej czerni niż jej włosy. 
- Tak - Odpowiedziałam cicho.
- Dobrze - Odpowiedziała. Wtedy zniknęła a ja się czułam jakby we mnie był ktoś poza mną. Moje nogi mimowolnie biegły. Nie miałam zamiaru biec, ale jednak. Zrobiłam salto nad potworem. Z moich skrzydeł zaczęły wystrzeliwać kryształy. Z gracją wylądowałam na twardym gruncie. Sięgnęłam po miecz z tyłu pleców. 
- A teraz... - Powiedział głos zmieszany z moim - Demonie, sprzeciwiłeś się swemu panu - Moja twarz mimowolnie się uśmiechała - Teraz w imieniu rodziny Nyran, skazuję cię na potępienie - Połączenie naszych głosów było donośne. Uniosłam się w powietrze. Miecz zaczął Zmieniać się w topór. Wzięłam zamach i fala uderzeniowa topora zamieniła potwora w pył. Stanęłam na ziemi a u mego boku pojawiła się kobieta.
- C.. co ty zrobiłaś? - zapytałam.
- Wezwałaś mnie - Uśmiechnęła się - A ja się pojawiłam na twe wezwanie... ale widzę że nie wiesz o co chodzi - zaśmiała się pod nosem. - Muszę ci to wszystko wyjaśnić, ale przyda ci się to dopiero później... - Powiedziała. 

Oczami Zera

- Głuptas - Powiedziałem pod nosem widząc jak ta dziewczyna się bawi z zakupami. Uśmiechnąłem się pod nosem. Zaczęło padać. Ta to ma pecha. Gdybym miał dwie kurtki, dałbym jej jedną. Ale ja niestety nie miałem żadnej, nosiłem bluzę i ona mi wystarczyła. Przeszedłem przez ulicę i spojrzałem przez ramię na dziewczynę. Nagle zniknęła. Znów ją wciągnęli w to gówno, pieprzę, co za dziewucha. Wyjąłem telefon. - Halo, Ruvel? - Ruvel to mój dobry kumpel. Tyle ze ja sie szkoliłem na paladyna a on był mistrzem egzorcyzmów - Potrzebuję pomocy - Objaśniłem mu tyle ile powinien wiedzieć. 
- A więc o jakiej cholernie ważnej sprawie mi mówiłeś przez telefon? - Zapytał. Oczywiście musiał mnie śledzić, zawsze go wysyłają na przeszpiegi. 
- Przenieś mnie do tego no... 
- Jeszcze nie nauczyłeś się wymawiać tej nazwy? To bardzo łatwe! - Powiedział szczerząc zęby w tym swoim głupawym uśmieszku.
- Przypomnij mi, dlaczego się przyjaźnimy? - Zapytałem. 
- Bo.... bo jestem głupi... i ty też... - Wyjaśniał. Miałem ochotę poderżnąć mu gardło. 
- To jak, zabierzesz mnie do tego zajebiście gównianego miejsca? - Pośpieszałem go.
- Ah tak... POLECIMY TAM NA MOIM RÓŻOWYM JEDNOROŻCU! - Taaa.... Ruvel : typowy gej. - Już się za to zabieram - Powiedział nadal się śmiejąc. 
- Zbieraj się! - Popędziłem. Zrobił na chodniku graffiti, które było portalem do Autuum. 
- Masz! oto moje dzieło! Jestem, taki dumny - Jego głos był przepełniony udawaną dumą. Stanąłem w okręgu.
- Dzięki pedale - Na odchodne pokazałem mu fuckera. 


Oczami Tris

- Jesteś Tris Warner tak? - Zapytała kobieta, jakby chciała się upewnić.
- No tak...
- Jeżeli chcesz wiedzieć, to nie jesteś człowiekiem - Jej ton był dziwnie spokojny - Twoi pseudo rodzice... są ludźmi...
- Zaraz! - Przerwałam jej - Pseudo rodzice? 
- Przykro mi to mówić, ale nie jesteś krew z krwi z rodziny Warnera. - Stwierdziła. - Twoim ojcem jest Mundus, król demonów i Lysnadra, królowa aniołów - Wyjaśniła -  Ten związek miał być układem zawierającym pokój, a ty miałaś ten pokój przypieczętować. Ale... twoja matka bała się o ciebie - Spojrzała na mnie pustymi oczyma - Oddała swój płód panience Julii, dzięki czemu rozwijałaś się w jej łonie mając w sobie geny anioła i demona - Co najlepsze jest w tym co gadała?  Że nie zrozumiałam nic a nic. - Rozumiesz? - 
- Nie! Możesz powtórzyć?   Po proszę od momentu w którym mówisz "Przykro mi" -  Widziałam jak złość maluje się na jej twarzy. 
- Ugh! Trzeba było uważać - Warknęła. - Teraz przejdziemy do części o pionkach... - Co ona? miała zamiar uczyć mnie jak grać w warcaby? - Najpierw nazwij wszystkie pionki. 
- Eee Pionek, Skoczek, Goniec, Wieża, Hetman Królowa i Król - Wymieniłam. 
- A wiesz czym są pionki w świecie demonów? - Zapytała z lekkim uśmiechem.
- Eee przyrządami do gry - Walnęłam od czapy. Tak, bardzo genialna ja, normalnie brak słów (innym) na mój intelekt. 
- Nie... Pionki to słudzy. W każdego sługę inwestujesz jednego albo więcej pionków, wtedy dostaje moc i daną pozycję - Wyjaśniła. - Jeżeli chcesz wiedzieć, przez to że wtopisz w kogoś pionka, ta osoba ma również taką pozycję w Sasikvdilo t’amashi...
- W czym? - Skojarzyło mi się z sosie w zasmażce... 
- A więc... Wytłumaczę ci to w bardziej ziemski sposób... - Przeczesała włosy palcami -Czytałaś Igrzyska śmierci? - Skinęłam głową - No to Sasikvdilo t’amashi to takie Igrzyska, tyle że demoniczne, no i są drużyny a nie że każdy zabija każdego... rozumiesz? - w końcu jej nauki do mnie dotarły. ŚWIĘTO! - No i zamiast ginąć demony lądują w uzdrowisku - Wyjaśniła - Wszystko jasne?  Zapytała. Wtedy przed moimi oczami przeleciała kula z pistoletu.
- Zero? - Zaczęłam rozglądać się na wszystkie strony.
- Tutaj - Z dachu zeskoczył białowłosy - Co ty robisz z tym demonem? - Zapytał oschłym głosem.
- Em.. Ee - Zaczęłam. Rize się uśmiechnęła.
- Jak widzę, jest tutaj i mój ulubiony z zakonu, panicz Zero - Wywnioskowała.
- Nie nazywaj mnie paniczem - Warknął przystawiając jej nóż do gardła.
- Zero, nie zrób jej krzywdy - Powiedziałam.
- Nie... Myślisz że jak poprosisz to ustąpię...
- To nie jest prośba. Natychmiast odejdź - Mój głos był twardy i silny a ton był brutalnie stanowczy.
- Nie będziesz mi rozkazywać - Syknął. Zabrał ostrze sprzed gardła - Jeżeli chcesz wiedzieć przyszedłem ci pomóc, nie wiedziałem że będziesz pić herbatkę z demonem - Wywnioskował.
- Przyzwała mnie. - Powiedziała dumnie Rize - Panienka Beatrice ma dar. Nie wiesz jak potężna jest - Uśmiechnęła się do niego. Zero wziął mnie za rękę i pociągnął za sobą.
- Idziemy. - Zarządził i poszliśmy do dziwnego, świecącego pentagramu. Stanęliśmy na nim. Świat zaczął wracać do pierwotnego kształtu. Wszystko dookoła zaczęło wirować.
- S..Słabo mi.. - Upadłam. Złapał mnie. Nade mną pojawiła się jego twarz. Wszystko zaczęło się przekształcać w przerażający świat. Nie było już Zera, byłam tylko ja i żadnej żywej duszy wokoło. Dookoła miejsca w którym siedziałam były góry kości. Ludzkich, zwierzęcych i wiele, wiele innych.
- Beatrice Katherine Rin Cordelia Warner - Nigdy nie słyszałam kogoś kto by mówił na mnie we wszystkich imionach. To było zbyt dziwne. - Dziedziczka rodu Nyran, czy jesteś gotowa złożyć przysięgę? - Jaką przysięgę? Jasna cholera, nie przygotowałam się! - Po prostu powtarzaj moje słowa, i nie bluźnij, to bardzo niegrzecznie - Powiedział. To nie był ten głos który zazwyczaj słyszałam w mojej głowie. O był głęboki i spokojny, nie taki jak potwora. - po prostu powiedz "przysięgam" i będzie z głowy- chyba chciał mnie szybko mieć z głowy - Beatrice Katherine Rin Cordelio Warner, czy przysięgasz dobrze reprezentować ród Nyran, walczyć w imieniu demonów, niszczyć naszych wrogów i przynosić sprawiedliwość, swoje moce wykorzystywać tylko dla dobra Piekła i swoich poddanych i nie nadużywać ich włącznie do własnych celów? Czy przyrzekasz? - Skończył wypowiadać formułkę.
- Przysięgnij, inaczej cię zabiją - W mojej głowie zabrzmiał głos Rize. - Jeżeli odmówisz zginąl też twoim przyjaciele... więc... oni doskonale wiedzą co robić żebyś się zgodziła. Przysięgnij. 
- P.. Przysięgam... - Zająknęłam się. Jakaś siła wyciągnęła moja dłoń i wypaliła na niej od zewnętrznej strony symbol przedstawiający dziwaczne wzory, przypominał mi kompas. 
- Od tej pory, jesteś głową rodziny Nyran, reprezentuj ja godnie, bez względu na wszystko - Zabrzmiało. Wtedy pojawiła się ciemność. 
Gdy otworzyłam oczy zobaczyłam znów twarz Zera. Głowę miałam opartą o jego kolana. Widać było ze się martwił.
- Żyję? - Zapytałam. Zero mnie ukuł sztyletem w rękę na co ja odpowiedziałam jękiem bólu.
- Boli, krew leci, więc żyjesz - Wstał i schował broń do kieszeni. Wtedy pojawił się nade mną podekscytowany chłopak. mniej więcej w moim wieku, no może był jakiś rok albo dwa różnicy. 
- TO ONA? - Pisnął podekscytowany, jakby widział małpę w zoo - To ten Rozpruwacz? To ta hybryda? - Wyglądał na nieźle podjaranego całą sytuacją.
- Ona nie jest cholernym eksponatem Ruvel - Zero pociągnął chłopaka za ramię. - Daj rękę.- Wyciągnął do mnie dłoń którą bez wahania chwyciłam, co było błędem. - Ty... Należysz do klanu? Do tych pojebusów? Jesteś jedna z nich? - Dostrzegł znak. Znamię było piękne, to mogę przyznać. Przypominało trochę kompas a na środku było coś przypominającego różę. 
- Nie... po prostu... musiałam złożyć przysięgę inaczej.... - Westchnęłam - Inaczej by mnie i was zabili - Powiedziałam - Nie chciałam żeby przeze mnie i moją głupotę zginęli wszyscy na których mi zależy - Odgarnęłam włosy z czoła - Dziękuję za pomoc. - Zabrałam zakupy i poszłam w stronę domu. 


 Oczami Kenji'ego

- No i dzisiaj.... - Czknąłem - Wraca mąż dziewczyny na którą leciałem przez ponad dwadzieścia lat i coś czuję, ze mu nogi z dupy po wyrywam. - Byłem cholernie pijany i jeszcze do tego naćpany. - Pomożecie mi moje kochane piękności? -  Dziewczyny otaczały mnie przyciskając swoje cycki do mojej twarzy. Oł yeah! To jest życie. 
- No proszę proszę, toż to zakłócacz spokoju number one! - Pojawiła się przede mną ta piękna dziewczyna - Znowu się uchlałeś, ty... - Spojrzała na mnie z pogardą - Bluźniercza pijaczyno! - Wzięła mnie za fraki i wyciągnęła na zewnątrz. Przycisnęła mnie do ściany baru.
- jak chciałaś mnie przelecieć to trzeba było od razu... - Włożyłem ręce pod jej bluzkę. Spoliczkowała mnie.
- Muszę z tobą pogadać. - Spojrzała mu w oczy - Gdzie. Ona. Jest. - Powiedziała powoli. jakbym był downem czy czymś takim. 
- Ale jaka ona... Rozumiem że wolisz dziewczynki ale... no weź! nie rób mi tego - Jęknąłem. 
- WIesz o kogo mi chodzi. Chodzi o tą dziewczynę.- Pokazała mi zdjęcie Tris - Powiedziano mi że ją znasz.
- taak to Tris, dziewczyna się umie zabawić. Moja kochana maleńka. Widać kto wychowywał. - Czułem wielką dumę.
- WIesz gdzie jest? - Warknęła. 
- A co będę z tego miał? - Zapytałem szczerząc zęby w swoim przezajebistym uśmiechu.
- To - Pocałowała mnie. Długo i namiętnie. Jej usta były ciepłe i słodkie. To było niczym rozkosz. Słodycz pożądania wypełniły całe moje ciało. I wtedy oderwała twarz od mojej twarzy.  - I jeszcze więcej, ale powiedz mi, gdzie ona jest - Jej głos był zmęczony.
- Eee ostatnio była na targu...
- Jasna cholera, to dwa kilometry stąd. Może być już za późno... - Opuściła mnie i pobiegła w kierunek nie znajomy mi, jak zwykle gdy się upiję. Wtedy Tris chciała się ze mną połączyć.
- Halo? Co jest słonko? - Starałem się zatuszować ton pijaczka.
- Kenji! Znów się uchlałeś? A z resztą! Powiedz szczerze, wziąłeś klucz do pokoju ze sobą? - jej głos był jak miód na moje serce. Miły i słodki. 
- Tak... przepraszam, myślałem że wrócę przed tobą... - Wyjaśniałem.
- Po prostu... szybko wróć, dobra? muszę wejść i się przebrać - Rozłączyła się a ja podążyłem najszybciej jak mogłem do hotelu. 

Oczami Tris

Całe ubranie miałam w dziwnej czarnoczerwonej mazi która była krwią demona. Kenji patrzył się na mnie dziwnie, jakby rozbierał mnie wzrokiem. Wyjęłam pierwsze lepsze ubrania z szafy i poszłam do łazienki. Odkręciłam wodę i wzięłam prysznic. Czekałam aż demony zaczną mnie nawiedzać. Byłam gotowa na wszystko. Ale nic się nie działo. Wyszłam wycierając mokre włosy ręcznikiem. Spojrzałam na siebie w lustrze. 
- Co do jasnej... - Pukiel moich włosów zaczął stawać się biały. - Nie... Nie nie! - Z ciemnobrązowego koloru, te kilka włosków stało się śnieżnobiałe. Ale reszta nie. Dziwne, nie powiem. Założyłam czarne spodnie i czarną koszulkę po czym wyszłam. Włosy splotłam w warkocz na boku. 
- Eee Aaron czeka - Powiedział Kaname.
- Wiem - Odpowiedziałam. Wolałabym żeby to mama na mnie czekała Jedynie tata mi został i muszę o niego dbać. Założyłam kurtkę i wyszłam. 


Oczami Aarona

Wyszedłem ze szpitala około czternastej. Pierwsze promienie słońca raziły mnie niesamowicie, ale później oczy zaczęły sie z powrotem przyzwyczajać do światła. Pielęgniarka pomogła mi zejść ze schodów na wózku. Na podjeździe czekali na mnie Kenji, Kaname i Tris która była dziwnie smutna i poważna. Uśmiechnąłem się do niej by poprawić jej humor lecz to nic nie dało.
- Witaj ojcze - Powiedziała wkładając ręce do kieszeni spodni. 
- KRÓLU I WŁADCO MÓÓÓÓJ! WRÓCIŁEŚ DO DOMU! W KOŃCU OŚWIECIŁEŚ NAS BLASKIEM SWEJ ZAJEBISTOŚCI! - Zawołał Kenji z tym swoim uśmiechem debila na twarzy. 
- Przestań się w końcu tak debilnie uśmiechać - Usłyszałem jak Tris przeklina Kenji'ego pod nosem.
- Przecież on zawsze tak głupio wygląda - Kaname oczywiście blisko niej. Zdecydowanie zbyt blisko. Posłałem mu groźne spojrzenie.
- Ty! A weź wejdź na górę! - Zaczął gadać Kenji. W tamtej chwili żałowałem że nie mam przy sobie broni - TY! A weźmiesz mnie na barana? Nogi mnie bolą, no ale w końcu królowi nie wypada... - Przesadził. Zacząłem gonić go na wózku. W końcu uruchomił mu się mózg i wszedł na schody. Tris uśmiechnęła się pod nosem. Tak, to moja rodzina. Moja pojebana, denerwująca ale niezawodna rodzina. 

2 komentarze:

  1. No, nie powiem, robi się ciekawie.
    Widzę, że dużo elementów fantastyki się pojawia. :)
    Intrygująca sprawa z tymi demonami. :P

    Chyba polubię Zero. ;3
    Mam też nadzieję, że będzie więcej Aarona! ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Intrygująca sprawa z demonami" mówisz? Jak dla mnie to normalne xD A Aarona... nie wiem co z nim będzie, bym co zaspoilerowała zakończenie ale to niegrzecznie...

      Usuń