em... muzyka? xD

czwartek, 5 marca 2015

Rozdział 2

Szłam w rozpaczy przez szpital. Mama nie żyje. Mama odeszła. Mama jest w lepszym świecie. Mamy już przy mnie nie ma. Widzę Kenji'ego w rozpaczy. Usiadłam obok niego.
- Jak się trzymasz? - Mogłam nie pytać, ale gadanie z nim nie raz przynosiło spokój.
- Nie widzisz? - Zapytał. Otarł twarz z łez. - JULIA NIE ŻYJE! Baza spłonęła..  Wszystkie papiery.. wszystkie bronie... wszystko co mogło nam się przydać... wszystko spłonęło - Łkał - Instytut Odnowy jest w proszku Tris. W proszku! - Przeczesał włosy palcami.
- Nie możesz się tym zająć? Jakoś... tego ogarnąć? Pieniądze nie spłonęły, ojciec ubezpieczył mamę na kilkadziesiąt tysięcy więc stać nas teraz na odbudowanie bazy i zakup sprzętu, oczywiście wcześniej wyprawimy jej ładny pogrzeb. - Spojrzałam na niego. Położyłam mu dłoń na ramieniu. - Mama chciałaby żebyśmy żyli dalej. Żebyśmy sobie radzili - Starałam się usmiechnąć. Nieudolnie. - Bez niej - Dodałam. Odrzucił moją rękę.
- Nie wiem jak ty sobie radzisz - Mruknął pod nosem. Uśmiechnęłam się.
- W środku jestem rozbita - Powiedziałam mu - Ale muszę być silna - Odwrócił się w moim kierunku. Spojrzał na mnie ukradkiem - Ze względu na ciebie. Wiem że mama jest, była i zawsze będzie najważniejszą kobietą w życiu....
- Ja ją kochałem - Mruknął pod nosem.
- Chwila chwila.. co?
- Bez niej umrę. UMRĘ ROZUMIESZ?! - Wrzasnął.
- No cóż... to dość ponura perspektywa - Zagarnęłam włosy za ucho.
- Ponura? - Zapytał i wstał - PONURA?! PONURE JEST TO ŻE W  TAKIM MOMENCIE JESTEŚ CHOLERNIE SPOKOJNA! - Wrzasnął.
- Nie krzycz na Tris - Powiedział Kaname. Wstałam i stanęłam za nim. Kenji się opanował. Ręce mu drżały. Podeszłam do niego i go przytuliłam.
- Będę w jakimś hotelu niedaleko - Szepnęłam. Odsunęłam się od niego - Znajdziesz mnie tam, jak będziesz chciał pogadać - Uśmiechnęłam się i wyszłam.
- Gdzie idziemy? - Zapytał Kaname. Uśmiechnęłam się.
- A Gdzie mamy iść?
- Baza jest w gruzach, a ty nie masz żadnych ciuchów i do tego.. - Westchnął - Kenji popadł w depresję.... Nie wiem jak sobie z tym poradzimy. - Podgarnął mnie ramieniem. Szliśmy przez chwilę w milczeniu - Tris? - Zaczął.
- Tak?
- Obiecaj mi... - Zaciął się. Chrząknął. - Obiecaj że nie odejdziesz. - Wzruszyłam się. Wzięłam jego rękę i przyłożyłam ją sobie do serca.
- Obiecuję ci, że nigdy cię nie opuszczę. - Uśmiechnęłam się - I że zawsze będę taka pojebana jak teraz - Zaśmiał się lekko i cicho. Jak ja dawno nie słyszałam jego śmiechu. - Obiecuję - Przytuliłam go.
- Tris.... - Przycisnął mnie do siebie. Czułam jego ciepło. Miał na sobie miękki, bawełniany t-shirt, dżinsy i trampki. Ja byłam w sukience i na bosaka. Zaczął padać deszcz.
- Jasna cholera - Krzyknął. Chciał już biec.
- Nie biegnij - Powiedziałam. Spojrzał na mnie ze zdziwieniem. Ja stałam na chodniku - Ten deszcz zmyje z nas grzechy. Wszystko co zrobiliśmy. Pozwala nam rozpocząć życie na nowo, nie zapominając o przeszłości - Uśmiecham się w stronę gwiazd. - DZIĘKUJĘ! - Krzyknęłam do księżyca - Dziękuję - Szepnęłam sama do siebie.
- Tris, chodź tutaj bo się przeziębisz! - Krzyknął i mnie przytulił. Zatrzymałam jego rękę przy sobie. Odwróciłam się. Spojrzałam mu w oczy. Ujęłam jego twarz w dłonie. Te oczy. Kocham te oczy. Te ciemnoniebieskie, szczere oczy. Nasze usta się spotkały. Odsunęłam się od niego. Był zszokowany. Uśmiechnęłam się lekko przymykając oczy. Upadam. Jestem zmęczona całym tym dniem. Całym wydarzeniem.
- TRIS! - Krzyknął. Uchronił mnie przed upadkiem. Ja uśmiechnięta zamykam oczy i zapadam w sen.

13 lat wcześniej...

Z Kaname siedzieliśmy na kanapie i przeglądaliśmy książki. Uśmiechał się. 
- A to? - Zapytał.
- Tutaj z mamusią i tatusiem jedliśmy śniadanie - Spojrzałam przez okno - Nie mogę wychodzić na dwór - Burza była na dworze. Drzewa się uginały pod siłą wiatru. 
- Dlaczego? - Kochałam te jego niewinne pytania i tą twarz pełną ciekawości.
- Nie wiem... - Odpowiedziałam smutna. Przygarnął mnie ramieniem. Zawsze mnie chronił. Czuł, że to jego obowiązek. - Ale chciałabym tam być... zobaczyć co się dzieje.
- Cieszę się że twoi rodzice cię chronią - Powiedział. - Mnie już nie ma kto chronić... muszę sobie radzić sam...
- Ja cię ochronię - Uściskałam go mocno. Zaśmiał się. 
- Nie wątpię - Zawsze myślał dojrzale. Zawsze był dojrzały. Przytuliłam go. Był moim najlepszym przyjacielem. Zawsze był przy mnie. Zawsze, przezawsze! 

Chwila dzisiejsza...

Obudziłam się w wygodnym łóżku. Był ranek. Śniadanie na szafce obok. Usiadłam. 
- Wstałaś? - W drzwiach pojawił się Kaname. Ten to ma wyczucie czasu. 
- Tak - Moja mina była ponura - Spotkałeś Kenji'ego? Co z nim? 
- No cóż... jego aktualny stan by wyjaśniał że w odmianie jego imienia jest EGO - Sarkazm. Dlaczego on się nim potrafi posługiwać? 
- Suche - Mruknęłam - Jak stopy Cejrowskiego - Wzięłam tackę na kolana i zaczęłam jeść. Czułam że coś się wydarzy. 

Oczami Zera

Wstałem i poszedłem do łazienki. Wszedłem pod prysznic i odkręciłem kurek. Ciepła woda zaczęła opadać na moją twarz. Wyszedłem. Przejechałem ręcznikiem po włosach po czym się ubrałem. Czarna bluza, biała koszulka i czarne dżinsy. DO tego glany i słuchawki na szyję. Usłyszałem podłużny sygnał. To był mój nadajnik.
- O cholera... kolejny? - Przeczesałem włosy palcami - A niech będzie. Więcej hajsu - Mruknąłem pod nosem i wyszedłem. Usiadłem w kabriolecie. Przekręciłem kluczyki w stacyjce i ruszyłem. Miałem jechać na północ do USA. Tego pieprzonego miejsca które podporządkowuje się temu kurewskiemu systemowi.. Instytut Odnowy czy jakoś tak.... Sami komuniści. Wszystko u nich państwowe... gówno nie kraj. Ale no cóż, misja to misja., Rozkaz to rozkaz. Jadę zgodnie z rozkazami Vergila. On wyszukuje wszystkie demony. Nadal pamiętam ten dzień. 

14 lat wczesniej....


Stałem na środku polany. Przy mnie zwłoki starszych braci. Chris i Luca.... nie żyli. Zostali zabici. Cienie zbliżały się do mnie. Chciały pożreć moją duszę. Stanąłem sparaliżowany. Wtedy pojawił się  chłopak z kruczoczarnymi włosami i zniszczył demony. Odwrócił się do mnie. Był umazany krwią. Miał czternaście lat.

- Żyjesz? - zapytał. Skinąłem głową. - CO się stało?
- Demony nas zaatakowały... - Wyczułem dym. Odwróciłem się w stronę domu - NIE! MAMO! - Krzyknąłem. Nie miałem ojca. Nie wiem nawet jak miał na imię. Wybiegłem z lasu do posiadłości. DOm stał w płomieniach. Odrzuciłem palące się drzwi i wtedy go zobaczyłem. Mężczyzna wyrywał serce mojej mamie i je zjadał. Jej głowa, ręce i całe jej ciało zwisało bezradnie na stole. Ostatni raz uśmiechnęła się w moją stronę.
- MAMO! - Zacząłem biec przez płomienie. Mężczyzna machnął ręką w powietrzu a podmuch rzucił mną o ścianę. Ledwo wstawałem. Podszedł do mnie.
- Jesteś żałosny - Spojrzałem na niego spode łba. Wstałem. Moje białe włosy opadały na twarz. Głowę spuszczoną by nie spojrzeć mu w oczy. - Nie przypominasz nawet w połowie swojego ojca. - Przycisnął mnie do ściany - Jakieś ostatnie słowa?
- Czerwona Królowa - Mruknąłem pod nosem i wyciągnąłem rękę. Na moich plecach pojawił się wielki srebrny miecz. Zacząłem nim wymachiwać na wszystkie strony, lecz on robił uniki byt szybko bym mógł go trafić. Spojrzałem mu w oczy. Były czerwone, lśniące. To był demon. Podniósł mnie za szyję do góry. Poczułem jak coś mi się wypala na szyi. Wtedy on zaczął poluźniać uścisk, wyjąłem z Pasa Sirellion'a i wycelowałem nim w czoło tego faceta. On skręcał się na podłodze. Jego krew kapała na podłogę i układała się w dziwny kształt. To był pentagram. Poczułem czyjąś dłoń na ramieniu.
- Musimy spadać - Powiedział ktoś zza moich pleców. To był ten chłopak. Zakładał na rękę rękawiczkę.
- NIE! Nie zostawię tak mamy! MUSZE GO ZABIĆ! MUSZĘ...
- Wtedy będziesz taki jak on. On z pewnością też ma rodzinę. - Powiedział spokojnie - Twoja matka z pewnością by nie chciała byś stał się potworem - Skinąłem głową - Idź - Wskazał mi palące się drzwi.
- A co z tobą? - Zapytałem.
- Ja coś załatwię - Pobiegł w głąb domu. Wybiegłem na dwór. Po chwili zobaczyłem go wyskakującego przez okno. Na ramieniu miał martwe ciało mamy. Położył ją na śniegu. Biały puch zaczął przesiąkać czerwienią.
- CO ty... - Zacząłem. Wziął garść śniegu i zaczął jej go sypać na czoło. Proch układał się w dziwny symbol.

Andate in pace
Guardie Osiris si lascianoi - Powiedział. Lekko przesunął palcami po jej twarzy opuszczając jej powieki, by te puste oczy już nie widziały słońca. 
- Ona... odeszła? - Zapytałem. Przytaknął.
- Chodź młody... zajmę się tobą, póki co.... - Wstał. Spojrzałem ostatni raz na ciało mamy. Nadal była uśmiechnięta. Poszedłem za nim. "Zemszczę się -  pomyślałem - zemszczę się na wszystkich demonach. Zemszczę się za to, co zrobili mojej rodzinie" 

Chwila dzisiejsza.....

- Zemszczę się - Powiedziałem wciskając gaz do dechy. Przyśpieszyłem do 200 km/h. Jechałem bocznymi drogami by nie natrafić na policję. Zamknęliby mnie za posiadanie broni. Uważali "Zakon" za sektę a jego członków za terrorystów, lepiej nie prowokować tych dupków. Patrzyłem na chmury. Zbierało się na burzę. Wcisnąłem guzik który uruchamiał mechanizm wysuwający dach. Nienawidziłem tego w tych samochodach którymi jeździłem. One nie miały dachu, stawiały na design ale mi o to nie chodziło. Ja chciałem mieć w samochodzie przestrzeń i żeby osiągał dobre prędkości, a nie jakąś firmową furę która i tak po miesiącu wiecznej jazdy nie wytrzyma i idzie na śmietnik. Włączyłem radio. W głośnikach pojawiła się głośna punkowa/rockowa/metalowa i ogółem ostra muzyka. Lubiłem taką. Odprężała.

Oczami Tris

- Idę na miasto, idziesz ze mną? - Zapytał Kaname zakładając swój czarno/szary płaszcz. 
- Ta.. jasne - uśmiechnęłam się. Nie wspominał nic o tym co się stało wczoraj. Prawie ze mną nie rozmawiał..... Odwrócił się - POCZEKAJ! - Zawołałam za nim gdy zamykał drzwi. Zaczekał - Muszę z tobą porozmawiać o tym co się stało wczoraj.... 
- Lepiej, żeby to co wczoraj zrobiłaś oddawało twoje prawdziwe uczucia - Powiedział i wyszedł. Wsunęłam buty i założyłam skórzaną kurtkę. Kupiliśmy je za pieniądze które zawsze miałam przy sobie, miałam ich dość sporo bo nie miałam na co wydawać. Dopiero w tych ciężkich czasach mi się przydadzą. 
Kaname stał za drzwiami bawiąc się telefonem. 
- Kaname? - Mój głos był cichy. Załamany. Pełny smutku. Położyłam mu dłoń na ramieniu. 
- Chodźmy - - Zabrał je i ruszył do przodu. 
- NIE! NIE KANAME! - Wzięłam go za rękę. Odwrócił się powoli - Nie chcę żebys mnie tak traktował! Jak śmiecia! - Krzyknęłam. Ja się nie boję wykrzyczeć mu co czuję a ja go... ja go kocham. - WIĘC się ogarnij, dobra? I przestań gwiazdorzyć! Kupić ci snickersa? No co? Bo ja mam kilkanaście tysiaków które oszczędzałam przez te dwadzieścia lat życia, bo i tak nie miałam na co wydawać - Spojrzał na mnie. Bał się mnie. Bał się tego jak się zachowuję w tej chwili. A może bał się moich uczuć?
- Posłuchaj ja...
- Co? No co? CO ty? Ty zachowujesz się jak dupek! - Krzyknęłam.
- Ja nie chcę cię skrzywdzić, rozumiesz? Zawsze jak mi na kimś zależy zbyt mocno ta osoba po prostu.... po prostu umiera - Wpatrywał się to na sznurówki w swoich butach to na mnie. Ja nie odrywałam od niego wzroku. Podeszłam do niego i przytuliłam go.
- Nie martw się - Mruknęłam pod nosem - Nie skrzywdzisz - Prędzej ja to zrobię    . Odsunęłam go od siebie i podążyłam w stronę baru "Pod Wisielcem" wiedziałam że Kenji z pewnością tam był. Nie przeczuwałam że skoro do tej pory jest miło, to nadchodzi burza.

Oczami Zera

Wysiadłem z samochodu przy barze. Nikt nie lubi łupić na trzeźwo, tego się nauczyłem od Fenrisa. Wyczułem demona. Zamknąłem oczy.
"Muszę ją zabić..." Usłyszałem głos. Te demoniczne głosy zawsze się pojawiały się gdy zamykałem oczy. Wtedy słyszałem to, co nie usłyszałby nikt inny. To jest w pewien sposób dar, ale w pewien też.... klątwa. Przydaje się do wykonywania roboty, ale nie raz... mam koszmary. Słyszę krzyki i wszystko co się dzieje w Atuum.... Chwila? Kogo zabić? Jaką ją? Jasna cholera, znów nic nie rozumiem! OGRANICZ W KOŃCU LOL'A ZERO! Przeczesałem włosy palcami i wszedłem do środka. Usiadłem przy ladzie. 
- Jak się nazywa to...- Zapytałem się jakiegoś faceta obok ogarniając ręką całe pomieszczenie.
- Pod Wisielcem... Ostrzegam, może to na początku nie smakować ale po siedmiu kuflach jakoś wchodzi.... - Powiedział gdy podawano mi wódkę. Śmierdziała. Obok siedziała kobieta w skąpym stroju patrząca na wszystkich facetów pogardliwie.
- Jeszcze nie spojrzałeś na moje cycki? - Zapytała.
- NIe interesują mnie - Mruknąłem pod nosem.
- Gej? 
- Nie. Po prostu zajęty dziwną wódką - Łyknąłem. Nie interesowała mnie laska która pokazywała gołą dupę w miejscu publicznym. NIe takiej szukałem. 
- Aha... dobrze... - Powiedziała odgarniając włosy z twarzy. - SKąd jesteś? 
- Urodzony w tym zajebistym miejscu, wychowany w meksyku 
- Naprawdę? Nie widać....
- NIE JESTEM TYPEM KTÓRY LUBI SIĘ BAWIĆ NA DWORZE! OK!? - Krzyknąłem.
- COś ty taki drażliwy... - Przeklęła pod nosem. Prychnąłem. Gdy miałem zamiar się zbierać do baru weszła dziewczyna. Miała ciemne włosy, duże niebieskie oczy, bladą skórę a ubrana była w skórzaną kurtkę zapinaną pod brodę (ale i tak tego nie robiła) i czarną sukienkę lekko przed kolano. Nie wyglądała jak te puste zdziry które napotykałem. Była poważna. Szła bez słowa w kierunku lady. NIe patrzyła na mnie. 

Oczami Tris 

Weszłam do tego baru. Cuchnęło alkoholem i szczurzymi odchodami. Jak Kenji mógł siedzieć w takiej melinie? Westchnęłam. Typowy facet. Siedział przy ladzie otoczony wianuszkiem kobiet w średnim wieku. Aż tak nisko upadł? Podeszłam do niego. Siedział przy nim białowłosy chłopak ubrany na czarno do którego kleiła się jakaś meksykanka. Zaczepiał ją jakiś facet.
- Moja droga, czas zapłaty... - Powiedział. Kobieta odwróciła się w jego stronę z lekko widocznym, tajemniczym uśmieszkiem.
- Nie wydaje mi się. - Walnęłam go w szczękę. Wycofał się. Kopnęła go w bok.Wyjęła ze sprzączki pod sukienką sztylet i zaczęła nim machać jak opętana, ale kontrolowała swoje ciosy. Była szybka, skoncentrowana na każdym ciosie. Gdy mężczyzna się wycofywał, przystawiła mu jeden sztylet do gardła a drugi do tyłu szyi.
- To jak? Masz zamiar uciekać? - Zapytała. On skinął głową - Żałosne - Chwyciła go za głowę i skręciła mu kark.  Odwróciła się w moją stronę obracając sztylet w dłoni. - Przepraszam za to przedstawienie, zwłaszcza ze jesteś nieletnia....
- Mam dwadzieścia lat - Powiedziałam. Popatrzyła na mnie zdumiona - Skąd umiesz walczyć?
- W tych czasach, ludzie widzą w nas tylu dupę i cycki i nie wstydzą się złapać za jedno i drugie - Schowała sztylet za pasek - Dlatego my, kobiety piękne i młode, musimy sobie jakoś radzić - Uśmiechnęła się - Nieprawdaż?
- Mówimy z doświadczenia, co? - Prychnęłam. - NIe martw się, dam sobie radę. Nie boję się chłopaka walnąć w jaja gdy sobie zasłuży - Walnęłam od czapy. Chłopak przy ladzie zaczął się śmiać. Spojrzał na mnie. Uśmiechał się - CO cię tak bawi? - Dalej się śmiał - Ja naprawdę potrafię się bronić! - Dalej się śmiał. Wstał i wyszedł. Dziwak. Jak cały świat. Wzruszyłam ramionami spoglądając niewinnie na Kaname. odwrócił wzrok.
- Gdzie Kenji? - Zapytał brunetkę. - Taki mały - Pokazał wysokość, troszkę zbyt małą jak na wujka, ale wiem że chciał go wkurzyć i wiedział że siedzi tuż obok - chinol, słaby, brzydki, parchaty.. kaprawe oko - Wymieniał. Kenji się odwrócił.
- Miło cię znów widzieć Pierdzidupo - Powiedział upity.
- Wujku! ZA DUŻO WYPIŁEŚ! Musimy iść do hotelu! Musisz się... umyć... - Zaczęłam mówić bez końca. Schylił się i zwymiotował prosto na podłogę. Podtrzymywałam go lekko. Szedł chwiejnym krokiem.Wyszliśmy.
- To ona..... - Usłyszałam przerażający głos. Cały świat zaczął znikać i pojawiać się na nowo. Tylko zniszczony. Inny. Niebo przybrało krwawo czerwoną barwę. Wszystko za mną zaczęło się rozpadać.Musiałam biec. Trampki się ślizgały po wylewanej wodzie a może raczej... krwi... TAK! To była krew. Zobaczyłam kogoś biegnącego, daleko ode mnie. Podążyłam w jego stronę. Mimo tego że strasznie się bałam. Nie ulegnę. Nie złamię się. Nie jestem słaba. Jestem silniejsza od niejednego żołnierza. Muszę to sobie wmawiać, chociaż sama w to nie wierzę.  Muszę to sobie wmawiać, by nikogo nie zawieść. Jestem potworem. Krew budzi we mnie instynkty wojownika. Jestem szaleńcem. Nikt mnie nie ujarzmił. NIE PODDAM SIĘ WŁASNYM MYŚLOM! Nie poddam się temu pojebanemu miejscu. Kto mnie tu ściągnął? KTO?!
Rozpędzam się. Nie mogę się zatrzymać. Wszystko za mną się rozpada. Cały świat się rozpada. Wszystko traci swój kształt. Wszystko będzie jedną wielką ruiną. Wszystko zależy ode mnie.  Pobiegłam w stronę tej osoby, która biegła przede mną. Doskonale wiedziała gdzie biec. Zbliżyłam się do niej na tyle, by wiedzieć kim jest. To chłopak. Miał śnieżnobiałe  włosy. Przyśpieszyłam.
- HEJ! HEEJ! - Krzyczałam. Chyba mnie nie słyszał. Dogoniłam go i chwyciłam go za rękaw. Szarpnął. Odwrócił się błyskawicznie i przycisnął mnie do najbliższej ściany.
- To... to ty... - Powiedziałam cicho. - Chłopak... z baru....- Puścił mnie. Stanęłam twardo na ziemi.
- Co tu robisz? - Zapytał. Głos miał zimny i poważny. Miał niebieskoszare oczy i zgrabny nos. Nosił rękawiczki. - Jak się tu znalazłaś? - Pytał. Przyglądałam mu się. Nie słuchałam go. Pstryknął mi przed oczami - HEJ! Mówię do ciebie! - Obudziłam się. Jego oczy aż tak mnie zahipnotyzowały? - CO tutaj robisz? Tutaj znaleźć możesz się tylko gdy demon cię tutaj ściągnie. WIęc dlaczego... - Mówił. Mówił i.... Mówi!
- Może ściągnął mnie tutaj demon, jak mówiłeś.... - Zaczęłam. Wtedy go zobaczyłam. Potwór z głową psa, rozwalonym, krwawiącym nosem, pazurami większymi ode mnie. Był czarny a jego przesiąknięte krwią oczy wpatrywały się we mnie.
- Filha dos anjos - Powiedział swoim grubym i zachrypniętym głosem. Miał skrzydła. rozłożył je i poleciał w moją stronę. Nie wiedziałam co robić. Stać, uciekać czy może walczyć? Nie wiedziałam! Po raz pierwszy się bałam. Po raz pierwszy od wieków, myślałam że nie dam dobie rady.
ktoś mnie chwycił za rękę. To był on. Ciągnął mnie za sobą. Ledwo utrzymywałam równowagę. Ślizgałam się.
- Pośpiesz się - Mówił. Przyśpieszyłam kroku, by go dogonić. Weszliśmy do domu luster... To znaczy : to chyba był dom luster. W świecie realnym, on tam był. Stanęliśmy na początku pomieszczenia.
- DObra. On cię tu sprowadził - Powiedział.
- ALe... co to znaczy? - Patrzyłam w swoje odbicie w tym pierwszym normalnym lustrze. Zawsze tam takie było, na wszelki wypadek (jedyne miejsce gdzie lafiryndy mogły spokojnie patrzeć na swoje odbicie bez strachu że będą miały za wielką głowę).
Nie zmieniłam się. Nadal miałam te klapnięte włosy, duże i czarne oczy, drobną lecz umięśnioną sylwetkę i bladą skórę. - Co on powiedział? - Zapytałam znowu. Milczał. - JASNA CHOLERA! ODPOWIEDZ! - Krzyknęłam.
- Powiedział... UGH! Nie znam dobrze Demonicznego.... -Westchnął - Powiedział.... Córka Aniołów... Chociaż nie jestem pewien... wiem że Anjos znaczy "anioł" - Przeczesał włosy palcami. Podszedł do mnie - Musimy iść. - I sobie poszedł w stronę wielkiego lustra.
- Ja nie jestem córką aniołów, jestem skażona - łzy popłynęły z moich oczu. Starałam się je zatrzymać. Kapały na moje ręce. Spojrzałam na nie. To nie były łzy. To była krew. Z moich oczu, ciekła krew. Zacisnęłam powieki OBUDŹ SIĘ! OBUDŹ SIĘ
Uklękłam. Krew z rąk ciekła na moje spodnie.
- Czego pragnie zwiędły kwiat?
Przecież wie ze powstanie znów...
Wśród gwiazd nigdy nie pojawi się
Zapadnie w sen...
I NIE OBUDZI SIĘ!

To co zrobiłam to zniewaga
A może to znak czy bujda?
On robi to co chcę
Tym co stracę
Będzie moje ciało
Wciąż nie mogę znaleźć sensu
Czemu jeszcze żyję
A ktoś cały czas chce zranić mnie...- Zanuciłam. Skąd to znałam? Nie śpiewałam tego od lat. Tata mi zabronił. - Proszę, zabij mnie - Mruknęłam pod nosem. - Jestem potworem, nikomu nie jestem potrzebna - Łkałam.
- Shinitagari? - Zawołał z odległości kilku metrów. - Nie pozwolę na to. - Warknął - Zbyt wielu zginęło z mojej winy. Nie chcę dopisać twojego imienia do mojej skromnej listy. Zro-zu-mia-łaś? - Powiedział powolnie, jakbym była jakimś downem. Spuściłam głowę. Włosy opadały mi na twarz. Zacisnęłam powieki "CHCĘ DO DOMU! CHCĘ DO MAMY!" krzyczałam w duchu.
Krwawe łzy na nowo opadały na moje ręce, kolana i na podłogę.
- Nie płacz...- Powiedział ten chłopak. - To nie koniec świata... jeszcze się wydostaniemy z Atuum...
- KURWA! CZY TY TEGO NIE ROZUMIESZ - Krzyknęłam odrzucając włosy i odwracając się w jego stronę - Tutaj nie chodzi o to pieprzone Atuum! Tu chodzi o to że nie mam do kogo wracać... nie mam do kogo wrócić.. gdy... gdy się wydostanę! JASNA CHOLERA! CZY TY NAPRAWDĘ JESTEŚ TAKIM DEBILEM?! - Krzyczałam. Zamarł na chwilę, później na jego twarzy pojawił się tajemniczy, ledwo widoczny uśmieszek.
- Chodź już, bo ten demon.... - Odwrócił się w stronę wielkiego lustra. Szedł mu na przeciw. Wtedy zwierciadło się rozbiło. Przez rozpadlinę wszedł demon. Z początku była tam tylko jego wielka wilcza głowa, później dopiero zobaczyłam resztę. Miał szramę na nosie. Patrzył na mnie. Patrzył na chłopaka.
- Demon.... - Powiedziałam cicho.
- Kiedy dam ci sygnał, ty zaczniesz uciekać... - Rozkazał.
- Ale.... - Zaczęłam.
- ŻADNEGO ALE! - Jego głos zadudnił mi w uszach - Rób co mówię - Dodał po chwili. Machnął ręką w moim kierunku - BIEGNIJ! SZYBKO! SZYBKO! - Krzyknął. Ruszyłam przed siebie. Nie wiedziałam co robić. Wykonywałam jego polecenia. Jedyne co słyszałam to bicie mojego serca. Wyskoczyłam przez czeluści lustra kilka metrów w ciemność. Lądując pośliznęłam się i upadłam. Bałam się. Po raz pierwszy w życiu, się bałam. To nie jest miłe uczucie.
- BIEGNIJ! - Usłyszałam. Pobiegłam w stronę molo. Nie wiedziałam gdzie teraz jest. Wszystko było inne.

Oczami Zera

Ta dziewczyna pobiegła jak kazałem. 
- Czas się zabawić - Powiedziałem pod nosem. - Czerwona królowa - Na moich plecach pojawił się miecz. Wyciągnąłem po niego rękę. Wyjmując ostrze zaszarżowałem na Sakurę, demona łowcę. Biegł na mnie. Stanąłem. Zrobiłem unik. Poślizgnął się i wypadł. - HEJ! WRACAJ TU TY DZIWKO CHĘDORZONA! - Wyrażenia których nauczono mnie w Zakonie. Mieszkałem tam od czasu tej katastrofy która spotkała moją rodzinę. Nigdy nie zapomnę twarzy tego demona. Ten głupi uśmieszek... te oczy pełne nienawiści! Był taki radosny, taki pełen ulgi gdy nas zabijał. Ale mnie nie zabił. Wziąłem kawałek lustra. Spojrzałem na siebie. Ostatni raz patrzyłem na siebie w lustrze gdy byłem bardzo młody. Teraz już go nie było. NIe było tamtej dziecinnej twarzy, Tamtych zapłakanych oczu. Byłem ja. Silny, nieustraszony i bezwzględny. Właśnie taki jestem. Rzuciłem tym czymś o ścianę. - Czym ja się do jasnej cholery przejmuję? - Mruknąłem pod nosem. Wsadziłem ręce do kieszeni a miecz zawiesiłem na plecach i wyszedłem. Nigdzie nie było śladu po tej dziewczynie - Ja pierdolę. Co za dziewucha - Przeczesałem włosy palcami i skoczyłem. Ale... nie mam na co narzekać, kazałem jej biec i się posłuchała. Jaki ze mnie pieprzony debil! Zamknąłem oczu. Słyszałem w dali głosy. To był jej głos. Oddech był ciężki i szybki,. Musiała biec. Biegłem w kierunku słyszanych dźwięków. Dlaczego tak mi zależało żeby ją znaleźć? JA PIERDOLĘ! DLACZEGO JA JEJ SZUKAM? Biegłem dalej. Nie patrzyłem co robię. Wtedy na kogoś wpadłem. 
- O KURWA! - Krzyknąłem.
- Wyrażaj się - Mówiła. To była ona. Rozcierała głowę. Poprawiła włosy. I nagle piękny czar prysł.
- Dlaczego uciekłaś? - Zapytałem.
- Bo mi kazałeś - Założyła ręce na piersi. 
- JA? JA CI KAZAŁEM? KAZAŁEM CI BIEC! - Prychnąłem. 
- Tak - Powiedziała - Kazałeś. Krzyczałeś że mam biec. - Mówiła ze stoickim spokojem, chociaż wiedziałem że wewnątrz jest zdenerwowana i pełna emocji.
- Ja wcale nie krzyczałem - Śmiałem się - Coś ci się przesłyszało laleczko - Mówiłem. 
- Ah tak?
- Tak - Przytaknąłem.
- A niech ci będzie. Gdzie jest ten demon. Dlaczego dalej tutaj jesteśmy - Jej głos się podniósł. Była zdenerwowana. Zaśmiałem się pod nosem. 
- Za łatwo by przyszło. To demon łowca. Jest praktycznie rzecz biorąc... niezniszczalny - Wyjaśniłem. 
- Gdzie może teraz być - Była poważna. 
- Strzelam ze czeka aż się wgramolimy w jego zabójczą pułapkę. Wtedy już nigdy nie wrócisz - Spojrzałem na nią. Nie patrzyła na mnie. Jej wzrok błądził za horyzontem. Położyłem jej dłoń na ramieniu. Zabrała je spod mojej ręki.
- Nie dotykaj mnie - Powiedziała. Odwróciła się i podążyła molo. Stałem chwilę i patrzyłem jak odchodzi. Jej każdy ruch, każdy gest choć niedopracowane, były pełne gracji. Nie zwracała na mnie uwagi. Co się stało? Co JA DO JASNEJ CHOLERY ZROBIŁEM NIE TAK?!


Oczami Kenji'ego

Tris zniknęła. A może to były halucynacje bo za dużo wychlałem tej whisky doprawionej szczurzymi bobkami. Na jedno wychodzi - jestem pojebany (ale za to jaki przystojny) 
- JA PIERDOLĘ! JA PIERDOLĘ! JA PIERDOLĘ! - Krzyczałem.
- Kenji! Kenji - Pierdzidupa starał się dostać do mojego umysłu. Sorry stary, ale do tego terenu mają dostęp tylko ładne dziewczynki - JASNA CHOLERA! KENJI! OPANUJ SIĘ! - Krzyknął. Oparłem się o ścianę i zjechaaaaałem dupą na chodnik. - Tris na pewno jest cała... - Był zdenerwowany. Uśmiechałem się tylko i kiwałem głową. Wyobrażam sobie teraz jak głupio wyglądałem. 
- JA PIERDOLĘ! - Wrzasnąłem - PIERDZIDUPO! Sam w to nie wierzysz do jasnej cholery - Usiadłem po turecku jak naburmuszone dziecko, z miną szczeniaczka. 
- Wierzę, że Tris nic nie jest Kenji. Wierzę, ale nie jestem pewien. Chciałbym tam z nią być....
- Przynajmniej nie musi oglądać tam twoje paskudnej gębuli - Walnąłem od czapy. Wyjął spluwę i celował nią we mnie.
- Chcesz oberwać? 
- I tak wiem że nie masz jaj żeby mnie zabić - Uśmiechałem się jak typowy debil. 
- Jesteś pewien? 
- Pewien jak dwa razy dwa... równa się... dwadzieścia dwa... - Tak to jest gdy jestem upity. JESTEM MISTRZEM MATEMATYKI!!! BRAWA DLA MNIEE! - NIe zaraz... to jest... chwila... raz..dwa..trzy.... CZTERY! TO JEST CZTERY! - Poprawiłem się. Jakiż ja mądry.
- Taa... jesteś genialny - Wzruszył ramionami. Usiadł przy mnie. Zabrał mi piwo i sam zaczął pić. - Tris musi wrócić... bo inaczej... - Starał się sobie wmówić, że to co myśli ma jakiekolwiek znaczenie.
- Bo inaczej sie zabijesz - Dokończyłem.
- Bez niej życie nie miałoby sensu....
- Kochasz ją - Stwierdziłem. Skinął. - Od kiedy? - Wzruszył ramionami. - Aha.... Czyli wiesz ze ją kochasz, ale nie wiesz kiedy to się zaczęło.... Mam rację? 
- Oj taaak. ! Masz zajebiście wielką rację w tym popierdolonym świecie jesteś pieprzonym geniuszem! GRATULUJĘ! - Zaczął bluzgać. 
- NIE KLNIJ GÓWNIARZU! - Pouczyłem go i zabrałem mu butelkę. Zacząłem pić. Nie chciałem stracić kolejnej osoby. Nie chciałem stracić Tris. Inaczej mi zostanie tylko Pierdzidupa a on się nie potrafi bawić. 

Oczami Tris

- Mogę wiedzieć jak... masz na imię? - Zapytałam. Zatrzymał się. Zwolnił. 
- Nie - Powiedział cicho. 
- Dlaczego? - Mój głos był jeszcze cichszy niż jego. 
- Bo nie chcesz go znać - Warknął i przyśpieszył. Zaczęło wiać. Biegł. Biegłam za nim. Byliśmy dalej na molo. Na dalszej części. Pamiętam zdjęcia mamy z tego miejsca. Tutaj wzięli ślub z tatą. 
- Co się dzieje? - Zapytałam. Z ziemi wyskoczyły potwory. Było ich mnóstwo. Miały ręce do kostek, głowy nietoperzy, wielkie przekrwione oczy, wołały moje pełne imię. Wszystkie mnie otoczyły. Skuliłam się. Szarpały mną. Chciały mi wydrapać oczy. Nie miałam przy sobie broni. Zaczęłam nieudolnie je atakować pięściami. Nie miałam pistoletu, bazuki ani nawet noża. Nic nie było.
- HEJ! - Krzyknął białowłosy. - Chcecie się zabawić? - Powiedział i podszedł do nich pewnym krokiem. - Gramy w monopoly? Czy może wolicie coś atrakcyjniejszego? - Był pewny swego. Nie bał się nich. Atakował je z wielką szybkością i wielką mocą. Wyjął z pasa przy spodniach dwa pistolety. Uśmiechnął się i strzelił jednemu z demonów w głowę. Podbiegł do innego. Skoczył mu na nietoperzą twarz i zrobił salto odrzucając go w ten sposób pod ścianę. Wycelował w niego lufą pistoletu. Gdy ten zaczął kryć głowę on wyszczerzył zęby w uśmiechu. Podbiegł do niego i uciął mu ręce. Chwycił go za szyję i wykonał dziwny ruch rękoma. Skręcił mu kark.Krew popłynęła z oczu potwora. Odwrócił się w stronę. Patrzył na niego smutnymi oczami. On miał zamiar zabić tego demona.
-NIE! - krzyknęłam gdy się zamachiwał.
- Posłuchaj, nie mam czasu. Musze je zabić,i zrobię to czy tego chcesz czy nie - Mruknął pod nosem. Uciął mu głowę. Usłyszałam ciche "mamena ara sah". Zrozumiałam co mówił. Znaczyło to "Mamo, potrzebuję cię". Łzy napłynęły mi do oczu.
- Jesteś potworem - Powiedziałam do mordercy.
- Być może i jestem. Ale gdybym okazywał współczucie każdemu płaczącemu, już dawno byłbym martwy - Warknął. Schował broń. Podeszłam do martwego. Uklękłam przy nim. Położyłam mu dłoń na klatce. Chwycił mnie za rękę.
- Perse nome fas - Wydał z siebie ostatni oddech by mi to powiedzieć. Nie wiedziałam dokładnie co to znaczy, ale to chyba było coś ważnego. Wstałam i odeszłam. Ostatni raz spojrzałam na umierającego.  Gdy przechodziłam obok lamp one się zaginały i zaczęły ruszać.
- Szybko - mówił. Podeszłam do niego.
- Dlaczego się tak zachowujesz? - Zapytałam. - Dlaczego tak nienawidzisz demonów?
- Nie twój zasrany interes - Powiedział i przyśpieszył kroku. Prychnęłam.
-Jasne. - Mruknęłam pod nosem. Nagle zaczął biec. Nie wiedziałam co robić.
- Biegnij! - Krzyknął. Przyśpieszyłam. Byliśmy na wielkim placu. Pojawił się tam Sakura. Siedział na dachu jednego z budynków.
- Elakhe name ene - Zeskoczył i zaczął atakować białaska. Chłopak strzelał w niego. Wszystkie naboje się odbijały. Skoro tutaj wszystko jest inaczej... to znaczy że zwykłe rzeczy mogą być tutaj bronią. Zaczęłam grzebać w torebce. Miałam tam niewiele. Wyjęłam dezodorant (to znaczy : to chyba był dezodorant. Wyglądał dziwnie. Jak atomówka w wersji mini). Wcisnęłam guzik na górze i rzuciłam potworowi w szramę na nosie. Złapał się za twarz starając się zatamować krwawienie.
- ATAKUJ GO TAM! - Krzyknęłam do chłopaka. On skoczył i zaczął wymachiwać mieczem na wszystkie strony. Każdy cios był dopracowany i trafiony. Demon wytrącił mu broń z ręki. On upadł. Pistolety były kilkanaście metrów od niego i zaledwie dwa metry ode mnie. Był skulony w kącie. Chwyciłam za nie. Wycelowałam w szramę na nosie demona.
- Co.... co tu robisz... - Mówił chłopak słabym głosem. Starał się wstać. Coś zaczęło się dziać z jego prawą ręką. Upadł.
-COŚ TY MU ZROBIŁ?! - Krzyczałam na potwora. Śmiał się. Strzeliłam w jego nos serię pocisków. Lśniły. Krew potwora była czarna jak popiół. Wyjęłam sztylet (kiedyś to była komórka Kaname i pobiegłam w stronę demona. Nie wiedziałam czy dam radę. Skoczyłam mu na głowę. Wbiłam sztylet w jego parszywe czerwone oko. Między oczami miał pentagram. Wbiłam tam ostrze i zaczęłam kręcić. Otworzył pysk z którego zaczęła się wylewać czarno-czerwona maź. Zaczął upadać. Chłopak wstał. Podszedł do nas. Zeskoczyłam z demona.
- Dante.... Syn Skazy.... - Mówił demon.
- Jasna cholera jak mnie nazwałeś? - Zapytał chłopak.
-Już się nam nie wymkniesz... znamy twój zapach.... - Powiedział do mnie -   Abaddon jeszcze z tobą nie skończył. Jesteś synem Skazy i zginiesz. Tak samo jak twoja kurwia matka - Warknął w stronę chłopaka.
- Czyj syn? - On nie dowierzał - Dla twojej wiadomości mam na imię Zero - Poprawił demona - Nie wiem kim jesteś i o kim mówisz ale skoro nazywasz mnie skurwysynem to nie jesteś pierwszy - Wyjął swoje ostrze i przeciął twarz Sakury na pół. - Niedługo wrócisz do domu - Powiadomił mnie.

Oczami Kenji'ego

Szliśmy z Pierdzidupą po mieście jak dwa pedały.
- Kolejne bluźniercze pijaczyny na mojej ulicy - Gorąca brunetka stanęła naprzeciw nam - Mam zadzwonić po policję czy wolicie to załatwić osobiście? - Zapytała.
- Jak chcesz to możesz załatwić ze mną wszystko - Powiedziałem upity. Podeszła do mnie. Nawet nie postrzegłem kiedy się zbliżyła. Chwyciła za mój podkoszulek i podniosła mnie do góry. Silna kobieta! 
- Przeproś ładnie, i odejdź! Tutaj są chorzy ludzie którzy nie chcą słuchać waszych pijackich jęków! - Powiedziała przez zęby. 
- DObrze! Dobra! ALe mogę przynajmniej wiedzieć z kim mam do czynienia? - Uśmiech zszedł mi z twarzy.
- Jestem Samantha, zajmuję się tutejszymi rannymi. Są bardzo poszkodowani po ostatnim ataku demonów na tutejsze ziemie - Powiedziała.
- Chwila... demonów? _ Pierdzidupa jeszcze pozostawał trzeźwy. 
- Tak. Demonów. I teraz spierdalajcie, chorzy chcą odpocząć! - Powiedziała i przekierowała nas do innej dzielnicy. Była piękna. Miała brązowe włosy i piwne oczy. Nosiła skórzaną kurtkę, czarną bluzkę i czarne dżinsy. 
- Ona jest piękna.... - Powiedziałem gdy miałem pewność ze już nas nie usłyszy. 
- Tris.... O KURWA! MUSZĘ JĄ ZNALEŹĆ! - Krzyczał
- Opanuj emocje pierdzidupo. - Powiedziałem - Tris jest silna, przeżyje. 
- MUSZE NA NIĄ CZEKAĆ! - Krzyknął. Pobiegł przed "Pod wisielcem". Tris siedziała przy ladzie. Była smutna. 

Oczami Tris

Gdy Sakura zginął znów byłam na ziemi. Zero również. Byliśmy na molo. Wiatr rozwiewał mi włosy i miotał sukienką na lewo i prawo. Białowłosy odszedł. Stałam przez chwilę wpatrując się w horyzont. Westchnęła. i odwróciłam się. Poszłam do baru. Kaname i Kenji powinni tam na mnie czekać. Zamiast nich zastałam tam tylko butelki po wypitym piwie. Zaśmiałam się ponuro i weszłam do środka. Usiadłam przy ladzie. Po chwili pojawił się Kaname.
- TRIS! - Krzyknął. Odwróciłam się. Pobiegł w moją stronę. Wziął mnie w ramiona. Zazwyczaj to właśnie on dawał mi szczęście, bezpieczeństwo, ale nie mogłam zapomnieć tego chłopaka. Zero Sparda. Buntowniczy, wojowniczy i bezuczuciowy. Zniknął. Już więcej go nie spotkam. Może to i dobrze? Uśmiechnęłam się do Kaname. 
- Hej - Powiedziałam cicho. Trzymał mnie w talii. Przyciągnął mnie do siebie i pocałował. Ujęłam jego twarz w dłonie. Czy to było etyczne? Myślałam o innym całując się z nim. Spojrzał na mnie z powagą. Wziął mnie za rękę i wyszliśmy. 
- Byłem załamany gdy ciebie nie było - Szepnął mi do ucha. Ja nie płakałam z myślą o tym że więcej go nie ujrzę. Płakałam z myślą o tym, że nikt mnie nie potrzebuje. Kocham go. Zawsze go kochałam i zawsze będę go kochać. 
- Kocham cię - Powiedziałam do niego i pocałowałam go w czoło. Ścisnęłam mocniej jego rękę. 

Oczami Zera

Wróciłem do Zakonu. Wszedłem na dziedziniec. Przywitał mnie Fenris tym swoim zimnym uśmieszkiem. 
- Cześć - Powiedziałem - Zlecenie wypełnione. Sakura zabity - Rzuciłem mu pod nogi torbę z głowa demona - Zrób z tym co chcesz - Wsadziłem ręce do kieszeni i odszedłem. Usiadłem pod drzewem przy kaplicy. "Zakon Krwawego Miecza" to była organizacja jak się można domyślić walcząca z demonami. Wyjąłem swoje dwie spluwy. Finezję i jej siostrę bliźniaczkę Grację. Pamiętam kiedy je dostałem. To było w rocznicę śmierci Chrisa i Luci. Dostałem je od Vergila. Powiedział ze kiedy tylko chcę mogę odejść. Ale nie zrobię tego. Chcę wybić wszystkie demony. Chcę by poczuły ten ból, po stracie bliskich który ja czułem po stracie rodziny. Spojrzałem na swoją rękę ukrytą w kieszeni bluzy. CO się z nią stało? Była pokryta demoniczną skórą. Od zewnętrznej strony widniał lśniący wzór. 
- Beatrcie Warner - Powiedziałem sam do siebie - Kim ty jesteś do jasnej cholery? 


6 komentarzy:

  1. Tyle akcji... Takie świetne...
    KENJI. *-*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ^^ A nie uważasz że Zero jest jakiś taki.... przerażający? Musiałam w końcu wymyślić jakąś brutalną postać bo inni byli byt promienni (nie licząc Tris która jest mieszanką wszystkiego xD )

      Usuń
    2. Nie, wcale tak nie uważam. :D
      Szczerze mówiąc... Podoba mi się jego postać. :P

      Usuń
  2. Nominowałam cię do Liebster Blog Award szczegóły na blogu http://moooojeszalonezycie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale piszesz długie rozdziały ;--; zazdroszczę weny, ja umiem na moim blogu napisać tylko połowę czegoś takiego...

    OdpowiedzUsuń
  4. PS. Gratulejszyn nominaowałam cię do LBA, info na moim blogu. (Musiałam kogoś nominować,a twój blog lubię najbardziej)

    OdpowiedzUsuń