em... muzyka? xD

czwartek, 16 lipca 2015

KONIEC AKTU I

Od Autorki : ten rozdział będzie króciutki. To będzie taki "wstęp" do prawdziwej historii Tris. 
Więc nie oczekujcie zbyt wiele. Miłej lektury. 

Ps. Jeżeli masz słabe nerwy lub lekkie zawahanie psychiczne - odstaw ten rozdział i przejdź do następnego. 
- Witaj w Zakonie - Powiedział Zero takim tonem jakby mówił "Współczuję ci dziecko". Uśmiechnęłam się słabo i poszłam za nim.
Zakon to była szkoła. Składały się na nią trzy budynki.
- To jest główny budynek - Wskazał największy - Ten tam - Wskazał na ten po prawej, najmniejszy - To sala gimnastyczna, a ten - Wskazał na średni budynek - To nasz kampus. Lub jeżeli wolisz - Wzruszył ramionami i odgarnął srebrną grzywkę z czoła - Internat - Poszedł szybkim tempem do jakiegoś mężczyzny.
- Zero, co to za laska? - Zapytał. Miał białe włosy, jak Zero, i brodę. Jego skóra była ciemna widać było że jest meksykaninem. Oczy jego, w złotym kolorze, przeszywały mnie na wylot. Uśmiechnął się krzywo i znów wrócił wzrokiem do Zera.
- Ktoś ważny - Burknął chłopak i wziął mnie za nadgarstek.
- Ah! Amerykanie - Westchnął - Wspaniały naród - Odwróciłam się w stronę meksykanina -  Macie taką potęgę, a i tak co z nią robicie? SER W SPREJU! -Skrzyżował ręce na piersi. - Zero - Wrócił do mojego towarzysza - jeżeli cokolwiek ona - wskazał na mnie - zrobi, to ty za to wszystko będziesz odpowiadał - Uśmiechnął się.
- Dobra, dobra - Pośpiesznie powiedział Zero. Pociągnął mnie za sobą do kampusu. Poszliśmy kilka pięter. - Masz - Otworzył drzwi i wepchał mnie do pokoju. Było tam jedno łóżko, biurko i szafa. - To twój pokój. - Burknął i zatrzasnął za sobą drzwi.
- Ze....ro... - Powiedziałam cicho. Był jakiś nieswój. Usiadłam na łóżku i wpatrywałam się w swoje buty. Zacisnęłam ręce na kolanach. Zwróciłam wzrok na drzwi. Był w nich klucz.
Westchnęłam i położyłam się na łóżku. Wpatrywałam się w plamy na suficie. Jakby ktoś na sufit wylał całe litry kawy. Nagle cały świat zaczął się kręcić.
Zemdlałam
(od autorki : BO TY CIĄGLE GŁUPIA MDLEJESZ!! xD )
- Tris - Usłyszałam jej głos. Jej piękny, melodyjny głos. Odwróciłam się.
- Ma--Ma.. - Zająknęłam się. Łzy stanęły mi w oczach. Pobiegłam do niej i uściskałam ją.
- Czuję się zawiedziona tym, że tak po prostu pozwoliłaś mi umrzeć - Powiedziała - Nawet nie walczyłaś. Nawet nie próbowałaś mnie namówić do walki...
- Próbowałam... - Dławiłam się łzami.
- PRÓBOWAĆ TO SOBIE MOŻESZ! - Krzyknęła. Spuściłam głowę, w smutku - Na zdrowie, z próbami! - Dodała. Nie poznawałam jej  - Ale to już nie istotne - Wzruszyła ramionami, tak mało kobieco że bardziej się chyba już nie da -  I tak nie ożyję - Mruknęła i westchnęła - Ale muszę zadać ci jedno pytanie...
- Jakie? - Uniosłam głowę by spojrzeć jej w oczy. Jesteśmy tego samego wzrostu, dopiero to zauważyłam.
- Dlaczego nie zginiesz? - Uśmiechnęła się krzywo. Uniosła twarz ku niebu i otworzyła usta, z których zaczął wylatywać czarnofioletowy dym.
Martwe ciało mamy upadło, a obok niego stanęła postać. Dym przybrał kształt chłopaka, mniej więcej w moim wieku. Miał ciemnofioletowe włosy i czerwone oczy. Był niesamowicie blady.
- Rize! RIZE! - Krzyczałam. Cofnęłam się o krok. - Rize... - Powtórzyłam. Mówiłam jej imię raz za razem, i nic.
- Beatrcie - Powiedział. Patrzył na mnie, tymi swoimi czerwonymi oczami.


Oczami Zera


- Kurwa, kurwa. Ja pierdolę! - Mówiłem pod nosem z pokoju Tris. To jak na mnie patrzyła było okropne. Nikt, powtarzam :NIKT nie może się o mnie troszczyć. Ona powinna to wiedzieć. Co prawda nie mówiłem jej tego ale, jasna cholera, dziewczyna głupia nie jest.  Od razu pobiegłem do pobliskie łazienki. Nachyliłem się nad kiblem i zwymiotowałem. Moje rzygi były kolory zgniłej zieleni, do tego zmieszano je z krwią. Obrzydliwość.
- Ojej, ojej - Fioletowowłosy dzieciak pojawił się obok mnie. Jego oczy, jego parszywe, niewinne oczy patrzyły na mnie.  - Głód demona, okropność - Pokręcił głową - Musisz coś szybko zjeść...
- Nie - Krzyknąłem po czym powróciłem do wymiotowania. Było w tym coraz więcej krwi. Coraz więcej krwi, coraz mniej kwasów trawiennych. - Nie chcę być taki jak ty.... - Jęknąłem.
- Ale jednak, przyznaj się, chciałeś ją zjeść - Powiedział z uśmiechem - Powiedz mi - Zbliżył się - Lubisz kolegować się z żarciem, co nie? - Uśmiechnął się - No dalej - Kusił - Wróć do jej pokoju, i poddaj się słodkiej rozpuście jaką jest - Zbliżył się do mojego ucha - Kruche, ludzkie ciałko - Szepnął. Wziąłem sztylet z pasa. Przejechałem nim sobie po ręce. Wydałem z siebie cichy jęk. 
- Nie... zabiję... jej... - Łzy popłynęły z moich oczu. 
- Nie ma nic straszniejszego niż głód demona - Uśmiechnął się. 
Skuliłem nogi i ukryłem twarz.
- Nie mogę. Nie mogę. Nie mogę. Nie mogę. Nie chcę. Nie mogę. Nie chcę. Nie chcę Nie... - Padłem na podłogę. Skuliłem się, jak małe dziecko.
- Żałośnie wyglądasz - Stwierdził - Rzygać mi się chce, jak na ciebie patrzę - Burknął. Usiadł w przeciwnym kącie i przytulił swojego misia. - Dlaczego mnie nie lubisz? - Zapytał. 
- Zabijam... takich... jak ty... - Stęknąłem. Z moich oczy pocisnęły łzy. 
- Doprawdy.. - Uśmiechnął się - Ale czy to dla ciebie dobre? - Zapytał - Mnie zabiłeś, i oto co się teraz z tobą dzieje - mlasnął - Żałosne. - Pokręcił głową i wstał - Chodź, baka. Musimy ci znaleźć jakiegoś samobójcę - Westchnął.  Zero spojrzał na niego - No co? Nie mam zamiaru widzieć zarzyganego kolesia który ma w sobie moje organy - Westchnął - To obrzydliwe - wykrzywił twarz w grymasie. - Szybciej, demoniczne ścierwo - Burknął. 


Oczami Tris

- KIm jesteś - Zapytałam. Łzy spływały mi po twarzy, - Kim ty jesteś, do jasnej cholery!? - Krzyknęłam. 
- Jestem Isaac Gremory, hrabia rodu Gremory. Niedługo będę piastował tron Piekieł, na miejscu Szatana. Ale teraz jestem - Odgarnął fioletową grzywkę z twarzy - Twoim narzeczonym - uśmiechnął się oschle.
- Jak możesz być moim narzeczonym, skoro nawet cię nie znam? - Zapytałam i spojrzałam na niego wzrokiem pełnym nienawiści.
- Nasi rodzice, nasi DEMONICZNI rodzice - z naciskiem powiedział "demoniczni" - Zaaranżowali to - Uśmiechnął się - Pojawiłem się, żeby cię ostrzec przed jedną rzeczą - Spojrzał mi w oczy. Miały one piękny, szkarłatny kolor - Niedługo się pojawię, a wtedy nie będziesz mogła już uciec moja - Wyszczerzył zęby w uśmiechu - Mała świnko - Pstryknął palcami. Zniknął.

Nagle unoszę głowę i oddycham głęboko. Słychać głośno każdy mój wdech i wydech.
- Co to miało być? - Szepnęłam sama do siebie.  Wstałam i chwiejnym krokiem podeszłam do drzwi. Otworzyłam je. Miałam mroczki przed oczami. Szybko je przetarłam. 
- Co się stało? - U mego boku pojawił się Ruvel. Uśmiechał się.
- Nic niezwykłego - Odpowiedziałam - Wiesz gdzie... - Odgarnęłam grzywkę z twarzy - Wiesz gdzie jest Zero? - Spojrzałam na niego. 
- A cooo? - Podszedł bliżej.
- N-nic.... Naprawdę nic....- Wbiłam wzrok w swoje buty. Głos mi się łamał.
Czułam jak Ruvel wbija we mnie swój wzrok. Okropne uczucie. 
- NO weeź.. Weź mi powiedz. No powiedz mi - jęczał. Szturchał mnie w ramię.
- Wiesz co? - uniosłam głowę - Zero ledwo wyszedł ze szpitala. Wiesz co wtedy powiedziałam - Warknęłam.
- Ty chyba nie bierzesz tego na poważnie, bo.... - Spojrzałam na niego.
- Zero mnie uratował. Teraz ja będę go chronić. - Burknęłam. - Nawet jeżeli ty mi nie pomożesz.  Wsadziłam ręce do kieszeni spodni i odeszłam. Gdzieś musiał być.
Zamknęłam oczy i pomyślałam o nim.
- Zero... Gdzie jesteś... - Szepnęłam. Zobaczyłam go, jak przez mgłę, ale jednak. Szedł przez miasto. Nie... to był... most. Otworzyłam oczy i szybko pobiegłam tam gdzie kierowała mną intuicja.
 - Nie ja... Przecież nie mogę iść sama... -Jęknęłam. Wróciłam wzrokiem do rudowłosego. Wyglądał na lekko oburzonego. No w końcu zraniłam jego mocno zawyżone ego.- RUVEL! - Krzyknęłam.
- Co? - Mruknął


Oczami Kenji'ego 

Piłem i piłem. Piłem Piłem Piłem.
Aż się napiłem.
Chyba byłem dość pijany, bo nagle obudziłem się w rozbitym samochodzie, w koszulce z napisem "Ja <3 Vegas". Starałem się sobie przypomnieć co się działo.
 Ale co dzieje się w Vegas
Zostaje w Vegas.
Ciekawiło mnie co się dzieje ze Skarbeczkiem.

Aż mi się wzbierało na płacz, gdy sobie coś pomyślałem. Co mogło się dziać z Tris? Z moim Skarbeczkiem. Moim Maleństwem. Moim Prosiaczkiem. BEZ PROSIACZKA NIE MA PUCHATKA! CZY WY KIEDYKOLWIEK WIDZIELIŚCIE PUCHATKA, KTÓRY SIĘ SZWĘDAŁ BEZ PROSIACZKA? I TO PO PIJANEMU?!
Ten Puchatek schodzi na psy.....

Wróciłem do domu. Zmęczony. Zapity. Niedospany.
Miałem kaca, głowa mnie bolała. Potęga kacusia.

No ale z grubsza. Wróciłem do domu. Było koło 18. A tu Król co wyżej sra niż dupę ma i Złośliwy Paniczyk coś robią.

BEZ SKOJARZEŃ!
No nie wierzę, ludzie!
Powiedzieć "coś" i już ludzie mają nieczyste myśli.
To "coś" to latanie po domu w kółko i myślenie najprawdopodobniej o Tris.
Kaname miał wory, Łojojoj. Nie wyglądał tak książęco jak zwykle.
A Aaronek siedział na podłodze. Ręce mu drżały, a oczy miał czerwone od łez.
Żal było patrzeć.
- Wróciłem idioci - Burknąłem przekraczając próg.
Wiedziałem co czuł Aaron. Ja też to czułem.
Oboje czuliśmy tą stratę i ból. Oboje mocno przeżyliśmy śmierć Julii, chociaż on tego nie okazywał, nadal miał depresję. Ja uciekłem się do najgorszej ucieczki z najgorszych. Do alkoholu.
Alkohol goił moje rany. Pomagał na ból.
A kiedy jest aż tyle tego bólu, że nie można już go zagoić w żaden sposób, jak tylko śmierć?
Nie znam sposobu, jak się tego bólu pozbyć. Jak zagoić nacięcia na sercu zrobione ostrzem smutków i żalów. 
- Kenji - stwierdził Kaname. Usiadł na łóżko i nieobecnym wzrokiem patrzył na okno. Wiedziałem o czym myśli. Myślał o Tris.
Na ten widok sam zacząłem o niej myśleć.
A więc moje domysły:
Pierwsze co pomyślałem - poszła się pierdzielić z tym białowłosym, tak im dobrze że robią to tak sługo
Drugie - jest w szpitalu
Trzecie - Jakiś pedofil ją zaciągnął w krzaki i zgwałcił, po czym zadźgał.
Po trzecim zacząłem ryczeć. Położyłem się na łóżku i zacząłem walić w poduszkę pięściami, niczym mały gówniarz któremu się odmówi zabawki.
Jestem słodkim gówniakiem.
Łzy ciekły mi z oczu na poduszkę, a Księciunio to zauważył.
- Kenji - Wyrwał mnie z transu z udziałem łez, poduszek, łez wsiąkających w poduszkę, poduszek całych w moich łzach....  - co ty? Płaczesz? - Uniósł brew.
Powiem tak : chłop potrzebuje botoksu.
CZOŁO MU SIĘ RUSZA!
Nie tak jak normalnemu człowiekowi, tylko tak fiuu biuuuu.
- NIE KURWA! - krzyknąłem - Oczy podlewam! - Dodałem.
- Nie bądź taki agresywny - burknął Kaname - Aaron nic nie zrobił - Wstał. - A ty zamiast ryczeć, poszedłbyś szukać Tris. - Skrzywił się - Żałośnie wyglądasz. Bluźniercza pijaczyno - Mruknął na odchodne i wyszedł.
- Gówniarz - Powiedziałem gdy zniknął za drzwiami.
- Ma rację - Głos Króla był zachrypnięty.
- Co ci się stało, o Panie? - walnąłem.
- Zamknij mordę - warknął.
- Dobra, dobra. Co ty taki agresywny - Uspokoiłem go i położyłem się plackiem na łóżku.
Jestem pewien że w tamtym momencie, jakby to przekazać za pomocą min i akcji w anime, Aaron wyglądałby tak ----------------->

Tak wiem, bardzo, bardzo przystojny.
No normalnie aż bym przeruchał.











Zapewne Kaname wyglądałby tak ----->
Słooodki, nieprawdaż?
Aż się prosi o przytulasa, Paniczyk jebany.







A ja i tak najlepiej ----------------------------->

Zafapałbym sam siebie.


Możecie mi mówić Fapieros.













Ale wróćmy do tematu!
Po prostu to jest tak : Aaron - wkurzony w trzy dupy, Kanameczek - smutny jakby dziewczyna miała wolną chatę, ale nie może zamoczyć bo okresu jej się dostało, a ja - spanikowany, jakbym się dowiedział że jestem w ciąży z gejem.
Miło?
NIE! JASNA CHOLERA KURWA NIEDOROBIONA!
Nie jest miło!
- KISHIMOTO! - Przez okno wskoczyła Panienka Samantha i rzuciła się na mnie.
- Nie wiedziałem że jesteś aż taka napalona - Mruknąłem pod nosem.
- USPOKÓJ SIĘ! - Krzyknęła na mnie - WIEM GDZIE JEST TRIS! - dodała.
- NAPRAWDĘ?! - Mój głos był tak wysoki, brzmiałem jak trzynastoletnia dziewczynka. - GDZIE JEST?! GDZIE! POWIEDZ MI! - Wstała ze mnie, a ja poczułem jak znika jej ciężar. Wyszła na balkon i rozłożyła skrzydła.
Wyciągnęła rękę.
- Chodź - Rozkazała - Zabiorę was tam - Uśmiechnęła się.
Zerknąłem na Aaronka.
- Ale jak? - Burknąłem jak dziecko.
- A tak - Wyciągnęła nosidełko, jak dla niemowlaka tylko w dorosłych rozmiarach. - Ty w nie wchodzisz, a on mnie bierze na barana. Ja będę latać, a wy się trzymajcie - Wyjaśniła  i rzuciła mi nosidełko.
Nie mogłem pozwolić Aaronkowi dotykać jej nóg. Rzuciłem mu "podarek"
- Ty w nosidełku - Mruknąłem i wziąłem anielice na barana. Jej skóra była taka miękka. Aksamitna.
Aaron nosidełkiem przyczepił się do mnie.
- Nawet nie będę komentował idiotyzmu tej sytuacji - Powiedział.
Wznieśliśmy się w powietrze.
Przez chwilę zapomniałem o tym blond frajerze pode mną.
Włosy Sam rozwiewał wiatr.
- CHWILA! - wrzasnął blondasek - Co z Kaname? - krzyknął. Sam zamknęła oczy i westchnęła ciężko.
- Powiadomiłam go. Jedzie kilka metrów pod nami. Wypożyczył sobie samochód - burknęła.
Zerknęliśmy w dół. Czarna kropka z naszym szatynkiem w środku dotrzymywała nam tępa.
- A Gdzie jest Tris? - Dopytywałem.
- Jest w Zakonie. - Wyjaśniła - Takie miejsce w którym ludzie się szkolą do walki z demonami.
- Jak się tego dowiedziałaś?
- Wyczułam jej aurę. Użyła anielskich mocy, a tak  konkretniej Kenshutsu-ki - Wyjaśniła.

Oczami Zera

Poszedłem, jak jakiś naiwny debil, tam gdzie poprowadził mnie ten demon.
Na sam dół urwiska. 
- Tutaj są samobójcy. Możesz się nimi najeść do syta - Wyjaśnił z uśmiechem. Zerknąłem na niego - No co? - Burknął - Nie chcę żeby mój nosiciel był jakimś słabowitym wariatem  - Zaśmiał się chaotycznie.
- Zero - Krzyknął ktoś za mną. Odwróciłem głowę. 
Ze zbocza zjeżdżała Tris. 
- Co ona tu robi do jasnej cholery - Mruknąłem pod nosem. 
- ZERO! CO TU TU ROBISZ?!- krzyknęła. - Martwiłam się - Uściskała mnie. Stałem nieruchomo. 
Zerknęła na zwłoki nieopodal.
- Tris... Ja... nie .... - Zacząłem. Odsunęła się ode mnie. Podeszła do samobójcy. 
- A więc czujesz demoniczny głód - stwierdziła. Wyjęła nóż z kieszeni martwego i przebiła jego ciało. Włożyła rękę i zaczęła przegrzebywać jego zwłoki.- Wygląda na to że nie ma żadnego tasiemca i pasożyta - stwierdziła. Odwróciła głowę w moim kierunku - możesz jeść - dodała. 
Pokręciłem głową. 
- Nie zjem człowieka - odpowiedziałem - Nie jestem potworem. Nie jestem taką bestią jak te demony - Mój głos był zachrypnięty.  
Wyjęła coś z samobójcy.
- Mówisz? - Zapytała z lekkim uśmiechem - Ale po coś tu przyszedłeś - Wzruszyła ramionami. 
Podbiegła do mnie nagle i wepchała mi do buzi serce martwego - MASZ I ŻRYJ! - rozkazała. Upadłem na dupę. 
- Niezła jest - Zaśmiał się mój dręczyciel. 
- Musisz jeść - burknęła. Urwała zwłokom rękę i podała mi ją - musisz jeść, inaczej oszalejesz jak pozostali - burknęła. - Jedz, albo sama cię nakarmię - Burknęła.
- Ja... Ja potrzebuję krwi.. czystej krwi demona - Powiedziałem cicho. - Nie jestem takim potworem jak oni, żeby żreć martwe ciała. Nawet jeżeli nie musiałem nikogo zabijać - Wstałem i uciekłem. 
- ZERO! MUSISZ JEŚĆ! NIE CHCESZ CHYBA STAĆ SIĘ JEDNYM Z NICH! - krzyczała za mną - ZERO! JA...... - Dalej było coś niewyraźnego. Wdrapałem się na szczyt i pobiegłem nad jezioro. Przez chwilę siedziałem sam.
"O co mogło jej chodzić? Dlaczego mnie szukała?"  myślałem. Na te pytania nigdy nie poznam odpowiedzi.
Położyłem się na trawie.
Wiatr smagał moją twarz, tak delikatnie jak to tylko możliwe.
Zamknąłem oczy i się odprężyłem.


Oczami Tris

Zero uciekł. 
Krzyczałam za nim, jak jakaś głupia.
- ZERO! ZERO JA.... - Krzyczałam - Ja cię kocham - Powiedziałam. Upadłam na kolana. Moje łzy mieszały się z krwią na moich rękach. 
Dlaczego to zrobiłam?
Dlaczego go do tego zmusiłam?
- Nie... nie, nie nie! - Krzyczałam sama do siebie. 
- Jesteś bardzo, bardzo złą dziewczynką - Usłyszałam głos Rize, ale nigdzie jej nie było - Zdradzać własnego narzeczonego, chwilę po tym jak się o nim dowiedziałaś? Nie ładnie - Jej głos był przesiąknięty sarkazmem - Biegnij za nim. Może uda ci się go jeszcze zatrzymać - Dodała. 
Wstałam i pobiegłam w tę samą stronę co Zero.
"Nie mogę pozwolić mu umrzeć. Nie mogę. Nie mogę!" krzyczałam na siebie w myślach. 
W końcu w ciemności dostrzegłam małą, białą kropkę. 
To był Zero. 
Chociaż cały czas się ubiera na czarno, niebiesko, to jego włosy zawsze zdradzają jego położenie. 
- Zero - Uśmiechnęłam się do siebie. Podniósł się z ziemi i podszedł do mnie.
- Co tutaj robisz? - Jego głos był beznamiętny - Muszę być sam - Dodał.
Przypomniałam sobie, demon żeby nie zmienić się w w potwora musi pić krew. Krew potomka demona czystej krwi. 
(Od autorki: ten song by leciał w tle, gdyby to było anime :D ) 
- Jesteś córką szatana - zabrzmiało w mojej głowie. Znowu Rize. Ona to lubi mi się wbijać do mózgu - Możesz go uratować - dodała. 
Zdjęłam bluzę. Stałam tam w samej podkoszulce. Zaciągam otwór na głowę po obojczyk.
- pij - Rozkazałam mu.
- Nie zrobię tego - szepnął. 
Uniosłam dłoń ku ustom i przegryzłam skórę. Siorbnęłam trochę krwi, ale nie połykałam jej. Przybliżyłam się do niego. Nasze usta się spotkały. Przelałam krew w niego. 
- Pij - Warknęłam. 
- Nie wierzę - Szepnął. Przewrócił mnie na trawę. Usiadł na mnie. Trzymał w objęciach. 
Zbliżył usta do mojej szyi. Musnął ją delikatnie. Przeszedł mnie dreszcz. 
Przebił ją kłami. Wydałam z siebie ciche jęknięcie. Zacisnęłam usta i zamknęłam oczy. 
Pozwoliłam mu pić moją krew. 
Żeby przeżył.
Czułam że przestaje ją pić i odsuwa się ode mnie. Przewrócił się na bok i przyciągnął mnie do siebie. Palce wplątał w moje włosy i zaczął się nimi bawić. 
Pocałował mnie w czubek głowy. 
- Dziękuję - Szepnął. Chciałam ponieść głowę żeby zobaczyć jego wyraz twarzy, ale on mnie powstrzymał.
Zrozumiałam to. 
Płakał.
Nie chciał żebym zobaczyła jego łzy.
Wstał i podszedł do drzewa.
Uderzył je pięścią z całej siły.
Ręka mu krwawiła.
- ZERO! NIE! - Krzyczę. Trzymam jego rękę. 
"Jego krew jest na moich rękach" pomyślałam. 
- Tris dlaczego to zrobiłaś? - Zapytał. Spojrzał mi w oczy. Czułam że moja twarz płonie.
- Nie wiem - Zająknęłam się.
- Jak to "Nie wiem"? - Burknął. Przyparł mnie do drzewa i nie zamierzał wypuścić - Zapytam się jeszcze raz, dlaczego to zrobiłaś? - Jego głos był stanowczy. 
- Miałam swoje powodu - Odpowiedziałam cicho. 
- ALE JAKIE! - Wrzasnął. Zadrżałam z przerażenia. Nie znałam go od tej strony - Chcę wiedzieć, jakie to powody? Co ty? Kochasz mnie? - Uderzył pięścią w drzewo. 
- CO? NIE! - "Sama siebie okłamuję" przeszło mi przez myśl.
- Rozumiem - Uśmiechnął się  i mnie wypuścił - W takim razie, nie dawaj mi nadziei - Wziął mnie za nadgarstek i pociągnął za sobą. 
- ZERO! Co ty robisz?! - stęknęłam. 
-Wchodź na barana - rozkazał - Musimy się pośpieszyć i wrócić do Zakonu - Był stanowczy.
- Ale twoja ręka...
- Nic z nią nie jest! - Powiedział głośno - Wsiadaj - Kucnął. Usiadłam na nim. Wziął mnie na barana. Wstał. Przycisnęłam głowę do jego włosów i mocno się w jego wtuliłam.
Jego włosy pachniały jeziornym powietrzem, trawą i.... i czymś jeszcze, czego nie mogę określić. 
Pobiegł szybko przez las. 
- Jak ty biegniesz? -Zapytałam.
- Na skróty. Straciłaś dużo krwi, Ruvel musi cię szybko opatrzyć - Mruknął. 
Zamknęłam oczy i mocno się go trzymałam.
Kołysało nim w takt walca.
Raz
Dwa 
Trzy.
Uśmiechnęłam się pod nosem. 
Wiatr rozwiewał nasze włosy. 
Jego śnieżnobiała "grzywa" (od autorki: patatajasz na swoim własnym unicornie, brawaaa!) 
- Jesteśmy - Powiedział wreszcie - Możesz zejść. - Zeskoczyłam z niego koślawo.
Byłam bliska wybicia sobie siekaczy. 
Złapał mnie w pasie.
- Niezdara - burknął. Postawił mnie na nogi - Uważaj co robisz - dodał. - Chodź - pośpieszył mnie. 
Pobiegłam za nim. 
Usłyszałam znajome głos.
- TRIIIIIIISIUUUUUUUUSIUUUUUUNIAAAAAAAAAAAA! - Krzyknął ktoś za mną. Odwróciłam się. 
- Kenji - powiedziałam z uśmiechem. Biegł w moją stronę, by mnie uściskać. 
Sprzedał mi wielkiego i ciężkiego miśka.
- Myślałem że więcej cię nie ujrzę - płakał jak dzieciak. pogłaskałam go po kasztanowych włosach.
- Nie martw się, jestem dzielna - odpowiedziałam z uśmiechem.
Zerknęłam za Kenji'ego. 
Ojciec rozmawiał z Fenrisem. 
Kaname stał w cieniu i spoglądał na mnie z uśmiechem. 
- Tris - Powiedział. Kenji mnie puścił.
Zerknęłam na Zera. Spoglądał na Kaname nienawistnym spojrzeniem. Z resztą Kaname nie był gorszy. 
- Kaname - Odpowiedziałam. 
Objął mnie w pasie i pocałował w policzek. 
Wiedział że przy tacie nie mógł sobie pozwolić na więcej. 
Odsunęłam go od siebie.
- Co się stało? - spojrzał na mnie, tymi niebieskimi oczami. 
- Ja.... Ja przepraszam ale... muszę pójść do lekarza... - Pokazałam mu rany na ręce i szyi.
- Co się stało? - Zapytał.
- Zwierzę mnie zaatakowało - Odpowiedziałam od razu. 
Odeszłam szybko. 
Nic mnie nie bolało. 
Po prostu nie chciałam być w objęciach Kaname. 
Nie przy Zerze. 
- Zero - Powiedziałam cicho - Zaprowadź mnie do Ruvela - Dodałam.
Podgarnął mnie ramieniem i poszedł ze mną w stronę pokoju Ruvela. 
- Od kiedy to jestem zwierzęciem? - Zapytał żartobliwie.
- Od dzisiaj - burknęłam. 
Koniec aktu I 

Od autorki:
I teraz zakończenie niczym w polsacie xD
Kogo obstawiacie? Z kim na koniec będzie Tris?
Wiem, to dopiero pierwszy akt xDD
Piszcie, piszcie xD 

Może zgadniecie xD 

2 komentarze:

  1. Suuuper <3 ..... tylko.. kiedynastę pna notka?!?!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Em... Nie wiem.
      Po prostu muszę jakoś sensownie ją zacząć, a żeby to zrobić muszę usiąść przy kompie i mieć spokój xD

      Usuń