Zaczynamy Akt I "Jaki to miało początek"
Leżałam. Wzrok miałąm wbity w sufit. Nie chciałam wstawać. Nie chciałam być wyrwana ze świata w którym żyłam do świata okrucieństwa i kłamstw, czyli dwóch rzeczy od których mama i tata chcieli mnie uchronić.
- Tris - Do pokoju wszedł tata - Jedziemy w teren. Wrócimy wieczorem... Kenji do ciebie przyszedł. Zajmie się tobą - Powiedział i wyszedł.
- Tyle że ja już nie jestem dzieckiem - Mruknęłam pod nosem. Na chwilę wrócił.
- A! Tris, weź swoje leki - Dodał i wyszedł. Już na pewno. Wzięłam szklankę z pułki. Rozpuszczała się w niej tabletka. tak, jestem chora. A może lepsze określenie to "skażona"? Mama gdy była ze mną w ciąży zachorowała i to dość poważnie. Musiała być leczona chemicznie, było wielkie ryzyko że nie przeżyję. Zdecydowanie wolałabym być martwa niż żyć jak roślinka traktowana jak laleczka z porcelany.
Wzruszyłam ramionami. Wlałam w siebie całą zawartość szklanki. Ledwo stałam na nogach. Dudniło mi przez to w uszach.
- Ja też mam prawo żyć. Mam prawo być jedną z nich - Powiedziałam. Skuliłam się w kącie. Zawsze byłam silniejsza od nich. Zawsze miałam więcej siły mimo choroby. Jakie były jej objawy? Nie wiem. Nie mam pojęcia. Włosy mam, oczy też są zdrowe, więc nie wiem w czym był problem. Może mam chorobę krwi? Tak, ta choroba na pewno jest w krwi, ale jakie są jej objawy?
Spięłam włosy w kitka. Długie, grube, klapnięte i kruczoczarne. Podobno mam włosy po babci, ale nie wiem czy to prawda. Praktycznie jej nie znam. Nawet nie wiem jak wygląda, wiem tylko tyle ile powiedział mi tata.
Westchnęłam. Wyjęłam dziennik. Zły nawyk, muszę wszystko opisywać. Przyjęłam to wraz z mlekiem matki która wszystko, ale to dosłownie WSZYSTKO zapisywała. To od niej dostałam pamiętnik, to od niej się dowiedziałam jakie ważne jest wyrażanie siebie w świecie, gdzie bardzo trudno o akceptację. Tyle ze ja nie miałam szansy się przekonać jaki ten świat jest naprawdę. Żyję w "Tęczowej" otoczce bliskich. Wujkowie, rodzice.... Tylko ich mam.
Usłyszałam skrzypnięcie zawiasów. W drzwiach pojawił się Kenji.
- Siema młoda - Powiedział z jak zwykle szerokim uśmiechem na twarzy. Zawsze myślałam że na zewnątrz jest miło, przyjemnie. On się zawsze uśmiechał. Zawsze gdy go widziałam.
- Cześć Kenji - Wstałam. Byłam ponura. Byłam uwięziona. Byłam ograniczona. Powody chyba już wymieniałam. Jestem chora. Skażona. Dotknięta.
- CO masz taką ponurą minę? - Podszedł do mnie.
- Jak... w jaki sposób... - Nie mogłam się wysłowić. Kenji wziął mnie w ramiona. Przycisnął do siebie.
- Wiedziałem że ta chwila kiedyś nadejdzie - Powiedział z powagą. Odsunął mnie - Nareszcie spytałaś mnie jakim cudem mimo że mam czterdziechę nadal wyglądam jak najprzystojniejszy facet na świecie! - Zacznijmy od tego że wuj jest jedynym facetem w moim świecie który jest świadomy swojej urody co ujawnia niesamowitą pewnością siebie. Adam, wujek od strony taty też jest jednym z tych "przystojniaków" o których tyle czytałam. Zawsze jak mi odpowiadał opis, wyobrażałam sobie bohaterów powieści jako moich najbliższych gdy byli młodsi. Jak mieli dwadzieścia lat. A tata? Też, chociaż żako kiedy opisywali blondynów, a jeżeli już byli przedstawiani dość bluźnierczo typu "pusty dupek bez serca" ale kto wie? Może przed tym gdy poznał mamę był właśnie takim osobnikiem?
- Nie! NIE! WUJKU! Chodziło o to dlaczego mnie tutaj trzymacie - Łzy napłynęły mi do oczu. Kenji zamilkł. Jego oczy stały się puste. Ten zwykle skrzący się wyraz w nich... zniknął. Zniknął błysk szaleństwa.
- Ja... ja nie moge powiedzieć - przeczesał włosy palcami.
- JESTEŚ DUPKIEM! - Wrzasnęłam na niego. - Czy ty zdajesz sobie sprawy, jak to jest nie wiedzieć co jest z tobą nie tak?! Czy nie zdajesz sobie sprawy z tego jak ja się czuję? Jak widzi mnie świat? Jak ja widze świat? Czy ty nie rozumiesz jakie to dla mnie ważne? - Łzy napłynęły mi do oczu - Czy ty nie rozumiesz jak to jest nie wiedzieć co jest z tobą nie tak? Ja nie mogę już tego znieść! N-Nie mogę! N-nie chcę! N-nie chcę tak d-dłużej żyć! - Wybuchnęłam płaczem. - Nie chcę - dodałam zaciskając dłonie w pięści.
- Nie mogę powiedzieć bo nic nie wiem - Powiedział żałosnym tonem. Miałam ochotę prychnąć - Ale wiem gdzie Warner je trzyma. Są w jego gabinecie. Tylko proszę - Spojrzał na mnie tymi oczętami szczeniaczka - Nie rób nic głupiego - Przeczesał włos palcami - Oberwie mi się. Warner będzie wściekły, Julia zawiedziona.... Zrozum ich... - Spojrzał na mnie błagalnie.
- NIe - Powiedziałam stanowczo ocierając łzy z twarzy - Już dość czasu ja ich musiałam zrozumieć! Niech teraz oni mnie zrozumieją! - Powiedziałam i wyszłam. Usłyszałam jeszcze "FUCK!" krzyknięte przez Kenji'ego. Uśmiechnęłam się pod nosem.
"Czego może pragnąć zwiędnięty kwiat
Przecież wie że powstanie znów
Wśród gwiazd nie pojawi się
Zapadnie w sen
I nie obudzi się" Stara piosenka. Śpiewałam ją jako mała dziewczynka. Mała, bezbronna dziewczynka. Ona już nie istnieje. Już nią nie jestem. Jestem silniejsza od niejednego żołnierza, sprytniejsza od większości załogi i mam coś czego oni nie mają. Potrafię zapanować nad sobą. Potrafię walczyć o swoje. Nie jestem jak oni, robotem który wykonuje każde polecenie, Ja mam swój mózg.
- TRIS! - Krzyknął ktoś za mną. Odwróciłam się. Stał tam Kaname, Znam go od wczesnego dzieciństwa. Jedyna osoba z którą się zadawałam. Zawsze był przy mnie. To mój najlepszy przyjaciel. Ma brązowe włosy, grzywkę lekko opadającą na prawe nieskazitelnie niebieskie oczy. Ma jasną karnację, zgrabny nos, który mimo swoich rozmiarów jest bardzo męski i do niego pasuje. Pamiętam gdy go pierwszy raz zobaczyłam.
14 lat wcześniej
Był zimowy wieczór, przykładałam nosek do szyby wyczekując na przybycie rodziców. Wtedy drzwi się otworzyły pomieszczenie w którym byłam (salon) wypełnił chłód. Odwróciłam głowę i zeskoczyłam z parapetu. Podbiegłam do wchodzących mamy i taty. Za nimi stał jakiś chłopiec.
- Tris, poznaj Kaname - Za tatusiem stał brązowowłosy chłopiec, widziałam że oczy miał przekrwione. Chyba płakał. - Jego rodzina zginęła w pożarze. Będzie z nami mieszkał. - Chłopiec się lekko wychylił zza nóg taty po czym znów się za nimi ukrył.
- Hej - Pomachałam do niego. Wzięłam go za rękę - Nie musisz się bać. Mamusia i tatuś się nami zaopiekują. Tutaj nic ci nie grozi - Powiedziałam z uśmiechem. Patrzył na mnie wielkimi oczami jakby nie dowierzał moim słowom.
- Braciszek... jest zawsze najlepszy - Powiedział cicho. Wyjął zdjęcie z kieszeni. Był na nim z chyba czternastoletnim chłopakiem. Miał ciemne włosy, jak on i praktycznie takie same oczy, tylko ciemniejsze. Kaname przytulał brata. Obaj się uśmiechali, Ja nigdy nie miałam takich przeżyć. Nie wiem jak to jest stracić rodzeństwo. Spojrzałam na mamę, potem na tatę. Uśmiechali się. Trzymali się za ręce.
- Nie martw się.... - Przytuliłam go - Powiesz mi co się stało? - Zapytałam. Jego spojrzenie było pełne bólu. - Nie martw się - Uśmiechnęłam się promiennie - Jeżeli nie chcesz mówić teraz, to możesz nie mówić - Zapewniłam - Poczekam aż sam się wygadasz - Pomimo uśmiechu, czułam w sercu ból i wielki ucisk. Jakby ktoś mi je ściskał. Rzucił mi się na szyję. Wybuchł płaczem. Odwzajemniłam uścisk. Pachniał dymem, tak trochę. Spojrzałam w jedno z jego oczu. Miało ono na sobie wygrawerowany dziwny znak - A powiesz mi co się dzieje z twoim okiem? - Zapytałam. Pokręcił głową. Łzy lały się z niego. Milczeliśmy. Milczeliśmy oboje. On płakał. Ja patrzyłam na mamę która obserwowała nas z uwagą. Rozumiałam go. Naprawdę. On stracił rodzinę. Ja straciłam osobowość. Właśnie przez chorobę krwi.
Chwila dzisiejsza
Spojrzałam na Kaname. Uśmiechnęłam się. Miał imię japońskie, oznaczające zawias, podstawę drzwi, ale był Amerykaninem. Bladym, wysokim, umięśnionym ale nie przypakowanym. Zawsze spokojnym, ale nie był osobą o kamiennej twarzy. Uśmiechał się. Ale tylko do mnie. Do nikogo więcej. Do mamy, do taty... nikogo. Podeszłam do niego i go objęłam.
- Nie martw się - Szepnęłam - Nie zrobię nic głupiego - Pocałowałam go w czoło.
- Nie wątpię - Uśmiechnął się by dodać mi otuchy. Wiedział że płakałam. Widiził to po mnie. Po moim zachowaniu. Gestach. Oczach. Wiedział o mnie wszystko. - Masz zamiar ubrać się przed, czy po napadnięciu na biuro twojego ojca? - Zapytał. Miałam ochotę walnąć go w twarz.
- Wolę teraz, kiedy go nie ma. Nie wiem kiedy wróci - Przeczesałam włosy palcami - Naskarżysz mu, czy mi pomożesz? - Założyłam ręce na piersi. Byłam ubrana częściowo. Nie miałam butów. Tak to miałam wszystko co powinnam. Czarna sukienka do kolan z czarnym pakiem w talii, podkolanówki i marynarkę też. Więc czemu się czepiał??
- Pomogę... Ale co jeżeli nas przyłapią odpowiedzialność idzie dla ciebie - Powiedział. Ruszyliśmy korytarzem na szybko. Otworzyliśmy drzwi, nie wiedziałam dlaczego było otwarte. Czyżby tata nie wyjechał w teren?
- Ok.. Kenji mówił ze to w półce w gabinecie ojca... więc.... do dzieła - Przeczesałam włosy palcami.
- Pośpiesz się - popędzał Kaname.
- Ucisz się - Pouczyłam i zaczęłam grzebać w papierach. Moje dokumenty były w środkowej półeczce, której nigdy bym nie podejrzewała o skrywanie dokumentów tak ważnych. Tata jest prawdziwym mistrzem strategii. Przelał trochę tego na mnie, ale mnie tego nie uczył. Niczego mnie nie uczył. Tylko się mną opiekował.
Wyjęłam dokument i szybko przeczytałam cały do połowy. Wtedy zobaczyłam to co mnie najbardziej uderzyło.
- Tris Warner... - Zacinałam się. Ręce mi drżały - Status... - Litery się mieszały w mojej głowie. cały świat wirował - Status.. Zdrowa - Wykrztusiłam w końcu. Łzy popłynęły. Moje oczy, jak dwa rozbite okna. Puste a zarazem przepełnione tyloma uczuciami. Były pełne smutku, nienawiści, żalu, wściekłości i ulgi. TAK! Czułam ulgę! CZUŁAM ZAJEBIŚCIE WIELKĄ ULGĘ!
- Co się dzieje? - Usłyszałam ojca. Jego głos był zdenerwowany. - TRIS! Co robisz w moim gabinecie? Dlaczego płaczesz? Czy ty... chyba nie....
- Tak - Powiedziałam ocierając łzy z twarzy. Nie mogłam się teraz rozpłakać. Nie mogłam okazać słabości. NIE W TEJ CHWILI! NIE TERAZ NIE TERAZ Nie gdy czułam że mogę wygrać. - Poznałam całą prawdę - Muszę postarać się...- Poznałam prawdę o tym, że przez całe życie byłam oszukiwana i okłamywana przez najbliższych - Opanować ton głosu! NIE PŁACZ! NIE PŁACZ!
- DLA MOJEGO DOBRA? - Nie wytrzymałam. Głos idzie w górę. Jest prawie piskliwy i strasznie donośny - Dla mojego dobra zamykałeś mnie w celi przez te pieprzone dwadzieścia lat, tylko po to, żeby... A tak właściwie to co chciałeś osiągnąć, co? Co chciałeś takiego zrobić?
- Chronić cię - Powiedział cicho.
- CHRONIĆ? - Prychnęłam - Chronić mnie? Mnie nie trzeba chronić! - Wrzasnęłam. Opanowałam głos - Nie trzeba mnie chronić. Całe szczęście, Kenji mnie nauczył wszystkiego co sam wie. Do tego... - Powstrzymaj łzy - Do tego kim jestem - Nie pozwól im ujrzeć - Nic nie zrobiłeś - Nie okazuj słabości - A JA CI UFAŁAM! - Chwyciłam się rękami za głowę. Upadłam w płaczu na ziemię. Kanamedo mnie podbiegł. Przygarnął mnie ramieniem. Ojciec chciał do mnie podejść.
- Nie zbliżaj się do niej - Powiedział stanowczo Adam stojący w przejściu. Słyszał wszystko - Zniszczyłeś jej życie - Podszedł do mnie. Spojrzał mi w oczy które przez łzy były ledwo otwarte. Nic nie zrobił. Wstał. Spojrzał na tatę - Zawsze wiedziałem że jesteś złym człowiekiem - Obwieścił zimnym tonem - Ale ze względu na to, że jesteś moim bratem postanowiłem dać ci szansę. - Spojrzał na niego spode łba- Właśnie ją straciłeś- Zakończył cicho i wyszedł pozostawiając mnie i Kaname samych. Oparłam głowę o jego pierś. Nasze serca biły w jednym rytmie.
- Chodźmy stąd - Powiedziałam cicho. Wstał i trzymając mnie na rękach wyminął tatę. Złapałam się go kurczowo za szyję. Moje łzy ciekły na jego koszulkę.
- Gdzie idziemy? - Zapytał.
- Gdzieś byle cicho i spokojnie - Uśmiechnęłam się - Chcę zobaczyć świat - Odwzajemnił uśmiech.
- A więc moja mała introwertyczka nareszcie wychodzi na dwór? - Zaśmiałam się.
- Mogę już stać - Po wyjściu z bazy stanęłam na twardej ziemi. Niebo było szare z nielicznymi fragmentami widocznego błękitu.
- To cię uszczęśliwia? - Zapytał Kaname
-Każdy promień słońca, wszystko co tutaj jest jest...... prawdziwe - Odwróciłam się w jego stronę.
- Żywe w martwe, ból w przyjemność, wodę w krew, srebro w złoto, to jest właśnie powiedzenie...
- Mojego najlepszego przyjaciela - Przerwałam mu. Moja twarz zachowała stoicki spokój. Uśmiechnął się. - Chodź pobiegać po mieście - Powiedziałam po czym sprintem ruszyłam uliczkami.
Oczami Kenji'ego
- Jak ona mogła mi to zrobić? - Narzekał na swój nędzny żywot Król co wyżej sra niż dupę ma.
- Zmusiłeś ją - Powiedziałem - Gdybyś jej nie faszerował tymi prochami.... byłoby inaczej..- Wzruszyłem ramionami- Nie znasz jej...
- Bo ty ją znasz - Prychnął.
- Znam ją zdecydowanie lepiej niż ty. - Warknąłem - Co jak co, ale ja przez te dwie dyszki się nią zajmowałem kiedy ty byłeś zajęty tą swoja pieprzoną robotą! Więc nie narzekaj że tak ci źle, bo takie są nastolatki! Wahania nastrojów i takie rzeczy! Powinieneś przeczytać najpierw książkę o rodzicielstwie zanim zacząłeś sobie je robić dupku! - Krzyknąłem. Nie moja wina. Frajer mnie wkurzał. Jak jasna dupa, mógłby spędzać z Tris przynajmniej jedną godzinę dziennie i by się jakoś poznawali a nie "KENJI! Trzymaj dzieciaka! Idziemy z Julią do pracy!" Chciałeś? To teraz masz!
- A ty co? Czytałeś? - Zapytał.
- Nie musiałem bo sam jestem jak dziecko - Burknąłem pod nosem. Westchnąłem. Poczułem cos. Coś się paliło.- Coś się fajczy... -Stwierdziłem.
- Pewnie twój mózg się przegrzewa..... - Przesadził, ale nie miałem czasu żeby się odgryźć.
- NIE! Naprawdę! jest pożar! - Wybiegłem na korytarz. Paliło się. Jakim cudem ja dopiero teraz to poczułem? Wszystko zajmowało się ogniem.
- O boze... - Powiedział Warner.
- JULIA! Musze znaleźć Julię! - Wrzasnąłem. Pobiegłem korytarzem do jej pokoju. Ona akurat teraz powinna siedzieć i coś głupiego czytać. - Nie mogę pozwolić jej zginąć. Nie mogę pozwolić jej odejść - Mówiłem sam do siebie. Wszystko dookoła płonęło. Oby Tris była w bezpiecznym miejscu.
Oczami Tris...
Leżeliśmy na trawie. Poczułam że dzieje się coś niepokojącego.
- Kaname.... - Wstałam. - Czujesz spaleniznę? - Smród dobiegał od strony Instytutu. - O NIE! MAMA! - Wrzasnęłam. Ojciec może i chciał mnie trzymać w zamknięciu, ale mama zawsze była przy mnie. Lekcje jazdy na rowerze, pływanie... do szóstego roku życia, wszystko robiłyśmy razem.
15 lat wcześniej....
- Tak! Właśnie tak! Uwaga! Puszczam - Powiedziała puszczając mój rower. Już umiałam sama jeździć. Zatrzymałam się kilka metrów dalej - Brawo! - Klaskała. Podbiegła do mnie by mnie uściskać - Jaką ja mm cudowną i utalentowaną córeczkę... - Pocałowała mnie w czubek głowy. Wtedy zadzwonił jej telefon - Poczekaj chwilkę słonko - Wstała i odebrała. - Tak, o co chodzi? jej głos był spokojny. - Tak, tak kochanie. Wszystkie domy budujemy na nowo! Mają być stałe i wytrzymałe! Mają służyć przez kilkadziesiąt lat... Po co? Dobra, powiedz Kenji'emu żeby przyszedł.. NIE ODDAM JEJ W RĘCE DELALIUE! Bóg wie co by robił, czego by ją uczył... dobra! To.. dzwoń do Kenji'ego. Zaraz będę. - Rozłączyła się. - Skarbie, muszę iść. - Przykucnęła przy mnie - Niedługo wujek Kenji tutaj przyjdzie. On na pewno jeszcze z tobą pojeździ - Ogarnęła swoje brązowe włosy z czoła po czym zrobiła to samo z moimi które bezradnie opadały mi na oczy. Wstała. Postąpiła kilka kroków do przodu.
- MAMO! - Zawołałam za nią. Odwróciła się - Nie odchodź. Nie jestem gotowa - Uśmiechnęła.
- Owszem, jesteś - Wtedy przyszedł wujek Kenji. Był w bazie. Miałam ochotę płakać.
- To jak maleńka? - Zapytał - Jeździmy? - Przyjechał na swoim rowerze.
- Tak.. jasne - Odpowiedziałam. Zaczęłam pedałować.
Chwila dzisiejsza....
Mama żyje. Mama żyje. MAMA MUSI ŻYĆ!
Krzyczałam w duchu. Zobaczyłam bazę. Był pożar. Płonęła. Ogień rósł, a wraz z tym umierało coraz więcej ludzi. Kilku leżało bezradnie pod drzewem.
- CO się dzieje? Co się stało? - Zapytałam ich.
- Pożar.. nie wiadomo skąd.... - Odpowiedział jeden. Nie miał siły by mówić.
- Chwila.. GDzie mama... Gdzie mama?! GDZIE WASZA PRZEŁOŻONA! - Zaczęłam krzyczeć.
- Została w środku - Odezwał się inny z żołnierzy. - Oficer Kenji jeszcze jej nie wyciągnął... najpierw zajął się nami...
- Kenji? Kenji ją ratuje?! O BOŻE! PRZECIEŻ ON TAM ZGINIE?! - Chciałam wbiec do środka, ale coś mnie powstrzymywało. Z jednej strony, chciałam spłonąć wraz z moją przeszłością a z drugiej... chciałam patrzeć jak ta przeszłość płonie. Jak znika w ogniu. Drzwi się otwierają. Wybiega Kenji. Na ramionach ma dwie osoby. Podbiegłam. Pomogłam mu je położyć na ziemi. To byli mama i tata.
- Dzwoń po karetkę - Polecił. Dyszał. Wyciągnęłam z kieszeni ojca komórkę i zaczęłam wciskać guziczki.
- Kenji... A jaki jest numer na pogotowie? - Zapytałam. Prychnął.
- Nie wiesz? - Skinęłam głową - 999 to karetka. SZYBKO! SZYBKO! - Popędzał. Szybko wciskałam klawisze.
- Halo? Pogotowie? Tutaj Tris Warner. Jest pożar, mnóstwo rannych... Gdzie? - Spojrzałam na wujka i powiedziałam szeptem- A gdzie my tak właściwie jesteśmy? - Zapytałam. Uśmiechnął się.
- Circle Way 76. Niech przyjadą szybko, bo im nogi z dupy powyrywam - Był poddenerwowany. Podałam dane. Rozłączyli się.
- Będą za dziesięć minut - Wstałam - Nie urwiesz im nóg w tym stanie - Wskazałam na niego. Przede wszystkim pokazałam jego twarz. To nie był żart. Naprawdę Źle wyglądał. Po chwili przyjechała karetka. Szpital był ogromny, cały czarno-biały. Pokoje były po brzegi wypchane najnowszą technologią. Weszłam do sali gdzie trzymano mamę.
- MAMO - Zawołałam. Powoli otworzyła oczy. Obudziła się.
- Córeczko - Uśmiechnęła się. Odgarnęła moje włosy z czoła. Otarła moją twarz z mieszaniny sadzy i łez - Dlaczego płakałaś? - Zapytała.
- Bo ja... nie chcę cię stracić - Łzy popłynęły. Uśmiechnęłam się. Usłyszałam podłużny sygnał. Zobaczyłam linię ciągłą na jej Respiratorze. - Nie... Mamo! Mamo nie odchodź! Nie jestem gotowa! - Mówiłam przez łzy.
- Owszem, jesteś - Powiedziała cicho. Umarła trzymając moją dłoń. Patrzyłam jak zamyka oczy. Już nigdy ich nie otworzy.
- NIE! - Krzyknęłam - Mamo! - Zawyłam. Przytuliłam się do jej martwego ciała. Nie czułam bicia serca. Nadal pozostawało ciepłe. Umarła z uśmiechem. Wiedziała że odejdzie, ale odeszła uśmiechając się do mnie. Odeszła mówiąc mi ile dla niej znaczę. Znaczyłam dla niej więcej niż myślałam. Musze być dzielna. Chcę by była ze mnie dumna. Ocieram łzy. I patrzę na nią w spokoju. Moje życie właśnie obrało inny kurs. Nie jestem pewna czy korzystny dla mojego losu.